6 stycznia 2019 roku rozpocznie się 41. edycja Rajdu Dakar. Dla Peruwiańczyka Jacquesa Barrona, który tego dnia obchodzi 56. urodziny, będzie to wyjątkowy wyścig, ponieważ wystartuje w nim razem ze swoim niepełnosprawnym intelektualnie synem.
Rajd Dakar to największe i zarazem najtrudniejsze wyzwanie w świecie motosportu, zarezerwowane wyłącznie dla prawdziwych twardzieli, którym niestraszne są wszelkie niedogodności takie jak upały, unoszący się w powietrzu kurz i piasek czy też czyhające na niemal każdym kroku niebezpieczeństwa. Start w tym wyścigu to ogromne obciążenie dla organizmu, okupione setkami godzin przygotowań i testów, za którymi stoją horrendalne pieniądze.
Historyczne zawody wystartowały 26 grudnia 1978 roku. Do trwającego wówczas 19 dni wyścigu zgłoszone zostały 182 pojazdy. Metę przekroczyły zaledwie 74 z nich, a trasa całego wyścigu na linii Paryż-Dakar liczyła 10 tysięcy kilometrów. W 2009 roku w obawie przed atakami terrorystycznymi Rajd Dakar opuścił Europę i Afrykę, przenosząc się na stałe do Ameryki Południowej. Z tego właśnie powodu odwołana została zaplanowana sezon wcześniej edycja.
Trasa przyszłorocznej, 41. już edycji, liczy 5500 kilometrów i jest najkrótsza w historii. 3000 kilometrów stanowią odcinki specjalne, z których 70 procent to same wydmy i piasek. Po raz pierwszy w historii rywalizacja odbywa się na terytorium jednego kraju – Peru, będącego prawdziwą kopalnię wiedzy dla miłośników dalekich podróży i kultury Inków. Uroczyste rozpoczęcie zawodów nastąpi 6 stycznia w stolicy tego kraju, Limie. Dzień po inauguracji zaplanowano pierwszy z łącznie dziesięciu morderczych etapów, których zwieńczenie nastąpi 17 stycznia, co ciekawe – również w Limie.
Lucas Barron tworzy nowy rozdział Dakaru
Na oficjalnej liście startowej widnieje ponad 500 nazwisk, wśród których znaleźć można jedenaście polsko brzmiących. Rywalizacja przebiegała będzie w pięciu następujących kategoriach pojazdów: motocykle, quady, samochody, pojazdy lekkie SxS (UTV) oraz ciężarówki. Podczas styczniowego Dakaru poznamy bliżej wyjątkowe historie kierowców i pilotów gotowych stawić czoła jednemu z najbardziej ekstremalnych wyzwań na kuli ziemskiej. Wielu z nich w ten właśnie sposób podejmie się arcytrudnego zadania, jakim jest przezwyciężenie własnych lęków, ograniczeń oraz słabości.
Nowy rozdział w 40-letniej historii rajdu pisze właśnie Peruwiańczyk Lucas Barron, pierwszy pilot z zespołem Downa. Uczestnictwo w tym wyścigu stanowiło jedno z największych, niespełnionych dotąd marzeń 24-latka, który będąc jeszcze małym chłopcem z zaciekawieniem przypatrywał się swojemu ojcu mknącemu na motocyklu przez pustynne wydmy. Niespełna 56-letni Jacques Barron, ojciec chłopaka, doskonale zna specyfikę tych zawodów. To doświadczony sportowiec mający za sobą pięć występów w Dakarze, w każdym z nich ścigał się na motocyklach.
W swoim rodzinnym kraju duet ten zaprezentuje się w kategorii pojazdów lekkich UTV. Za kierownicą zasiądzie oczywiście ojciec Lucasa, który swojemu dziecku przychyliłby nieba. Przygotowania do zawodów trwają już od dobrych kilkunastu miesięcy, a doskonałym sprawdzianem dla tej dwójki był ubiegłoroczny rajd Baja Inka oraz tegoroczny Desafío Inca (Inca Challenge) stanowiący jeden z trzech rajdów przygotowawczych do morderczego Dakaru.
ONi już spełnili swoje marzenia
Rajd Dakar z każdą edycją coraz bardziej otwiera się na osoby z niepełnosprawnością. W 2013 roku zrobiło się głośno o ekipie Race2Recovery składającej się głównie z poszkodowanych na misjach brytyjskich weteranów wojennych. Projekt spotkał się z przychylnością ze strony społeczeństwa, a swoją pomoc w realizacji kosztownego przedsięwzięcia zadeklarowali m.in. Land Rover oraz fundacja księcia Harry’ego, dzięki czemu możliwe było wystawienie aż czterech dwuoosobowych załóg. Do mety udało się wówczas dojechać zaledwie jednej z ekip „Żbików”.
Przed rokiem natomiast cały świat żył poruszającą historią liczącego dziś 50 lat Francuza Philippe Croizona, który w wyniku porażenia prądem podczas pracy na metalowej drabinie stracił cztery kończyny. Po tragicznym w skutkach zdarzeniu Croizon nie zamierzał bezczynnie siedzieć w domu i zaczął stawiać sobie ambitne, obarczone zarazem ogromnym ryzykiem zadania. Entuzjazmu Phelippe nie podzielała żona, od samego początku sceptycznie nastawiona do ekstremalnych pomysłów męża. W 2010 roku, czyli 16 lat po wypadku, Croizon przypłynął Kanał La Manche. Zajęło mu to łącznie 14 godzin. Siedem lat później ziściło się kolejne z jego marzeń i ukończył Rajd Dakar na 54. pozycji, nie będąc ostatnim zawodnikiem w stawce. Sztuki tej dokonał dzięki nowoczesnej technologii umożliwiającej mu bezpieczne opuszczenie samochodu w niespełna 30 sekund.
————
Screen: YouTube.