Dla Joanny Mazur nie ma tematów tabu, nie boi się poruszać trudnych i często niewygodnych kwestii. W polsatowskim show „Taniec z Gwiazdami”, które rusza już w najbliższy piątek, nastawia się nie tylko na dobrą zabawę. Jej obecność w programie niesie za sobą ważny przekaz. Mistrzyni świata na dystansie 1500 metrów chce przyczynić się do zmiany sposobu myślenia o osobach niepełnosprawnych, w szczególności niewidomych, postrzeganych często przez społeczeństwo przez pryzmat białej laski. W rozmowie dla naszego portalu lekkoatletka opowiada również o współpracy z Michałem Stawickim, z którym tworzy na bieżni niezwykle zgrany duet, a także na gorąco dzieli się swoimi odczuciami po pierwszych treningach pod kierunkiem czeskiego mistrza parkietu Jana Klimenta.
Paulina Królak: Po ostatniej naszej rozmowie mającej miejsce w maju 2017 roku zaszły znaczące zmiany w Twoim życiu. Z perspektywy czasu możesz powiedzieć, że postawienie wszystkiego na jedną kartę i wydłużenie się do 1500 metrów okazało się doskonałym posunięciem?
Joanna Mazur: To prawda, sporo zmieniło się już po powrocie z igrzysk w Rio de Janeiro. Wtedy zapadła decyzja o tym, na czym będziemy się skupiać w najbliższych latach. Postawiłam wszystko na jedną kartę i zdecydowanie jest nią sport – realizacja największej pasji. Wydłużenie dystansu do 800-1500 metrów to bardzo mądre posunięcie ze strony mojej i trenera Michała. To on dostrzegł moje predyspozycje na tym dystansie i opracował plan, zgodnie z którym podążamy do celu. Bardzo duże zmiany zaszły w moim podejściu do sportu, treningu oraz wszystkich okołotreningowych kwestii. Jestem świadomym sportowcem. Wiem, jak ważne są dla mnie odpowiednia dieta (jestem chora na celiakię i muszę jej mocno pilnować), regeneracja (to składowa odpowiedniego bodźca treningowego), dobry sen oraz przygotowanie mentalne. Niestety nie wszystko uzależnione jest ode mnie bądź od Michała. Często osoby odpowiedzialne za organizację szkolenia nie dbają o najbardziej elementarne aspekty, takie jak chociażby dieta bezglutenowa. W chwili, gdy spożywam posiłek zawierający ten składnik, mam problemy pokarmowe, co wyłącza mnie z treningu bądź możliwości startu w zawodach.
Nie wspominając już o odpoczynku i regeneracji. Podczas ubiegłorocznych mistrzostw Europy w Berlinie, gdzie mieliśmy sześć startów i zdobyliśmy cztery medale, przez cały pobyt spałam na podłodze, gdyż mieliśmy tylko jedno łóżko w pokoju dwuosobowym. Czy tak powinien wyglądać start podczas imprezy docelowej? Odpowiednich warunków brakuje nie tylko nam, ale także innym zawodnikom osiągającym wysokie wyniki sportowe. Kilka tygodni temu odbyły się mistrzostwa świata w narciarstwie alpejskim. Igor Sikorski (brązowy medalista tamtych mistrzostw w slalomie – przyp. red.) otwarcie mówi o braku możliwości profesjonalnego przygotowania się do startu. Brak swojego serwismena, sztabu odbiera mu możliwość równej rywalizacji.
Finałowy bieg na 1500 metrów podczas mistrzostw świata w Londynie zrobił furorę w sieci. Wrzucony na kanał YouTube film z wyścigu po złoty medal bił rekordy popularności. Zaskoczył Cię tak pozytywny odbiór?
Zdecydowanie tak. Bardzo się cieszę, że nasz bieg, jeden z ważniejszych momentów w życiu, zyskał tak dużą popularność: niespełna pięć milionów na facebookowym profilu „Guru Sportu” oraz milion wyświetleń na profilu „Narodowy Nowy Sącz”, co daje potężny wynik porównywalny z liczbą odtworzeń teledysku gwiazdy muzyki disco Czadomana „Jedziemy z Blondi” (śmiech). Nie jest to masowe zjawisko, by filmik ze startu osób niepełnosprawnych zdobył tak dużą popularność. Chwile naszej euforii i radości stały się inspiracją dla wielu ludzi. Jest to coś niezwykłego. Dostajemy mnóstwo informacji zwrotnych z bardzo ciepłymi słowami, co stanowi dla nas dodatkową motywację. My także jesteśmy tylko ludźmi i zdarzają się nam gorsze dni, choć nie pozwalamy sobie na nie zbyt często. Warto wtedy właśnie wrócić do finałowego biegu na 1500 metrów z Londynu. To moment, kiedy upewniłam się, że idziemy w dobrym kierunku. Chcemy kolejny raz tak bardzo zaskoczyć i spowodować mnóstwo uśmiechów na twarzach osób oglądających nasze zmagania.
Radość po przekroczeniu linii mety była przeogromna, po Twojej twarzy poleciały łzy szczęścia. Często zdarza Ci się reagować tak gwałtownie, czy na co dzień starasz się raczej zachować powściągliwość w wyrażaniu emocji?
Doskonale pamiętam tę chwilę. W tamtym momencie zupełnie nie mogłam powstrzymać łez. Kiedy Michał powiedział mi, co się stało i zaczęło to do mnie docierać, byłam przeszczęśliwa. Tylko ja wiem, jak wiele kosztowało mnie, by znaleźć się właśnie na tym miejscu. Nie mówię tu tylko o wyrzeczeniach i poświęceniu, o ciężkich treningach, pełnym podporządkowaniu się i oddaniu pasji, bo to kocham. Mam na swoim koncie sporo przetrwanych kryzysów, a bogatsza o te doświadczenia wiem, że całe mnóstwo takich chwil jeszcze przede mną. Mam świadomość, w jakiej byłam sytuacji na rok przed mistrzostwami świata. Zaufałam wizji Michała, choć mieliśmy do pokonania mnóstwo trudności. Szczerze mówiąc te treningowe trudności były jednymi z łatwiejszych. Na szczęście ani przez chwilę nie wątpiłam w to, co robię.
Na co dzień raczej mocno stąpam po ziemi. Nie ukrywam emocji, ale raczej trudno u mnie o łzy, dlatego tym bardziej były one czymś niezwykłym również dla mnie. Kiedy masz przed sobą cel i w końcu go realizujesz, to właśnie spełniasz jedno ze swoich marzeń. Dokładnie w tamtej chwili przez głowę przeszły mi najgorsze wspomnienia z dzieciństwa i okresu, kiedy zaczęłam tracić wzrok, a także kryzysy związane z okresem przygotowawczym. Uświadomiłam sobie, że tak, zrobiliśmy to – właśnie spełniliśmy moje marzenie! 17 lipca 2017 roku zostaliśmy mistrzami świata. Piękna chwila, nie zapomnę jej nigdy.
Podczas ostatnich dwóch sezonów aż siedmiokrotnie mogliśmy oglądać Cię na podium najważniejszych międzynarodowych imprez. Ogromny wkład w te sukcesy ma Michał Stawicki, z którym biegasz od ponad trzech lat. Michał jest Twoim przewodnikiem, trenerem oraz przyjacielem. Która z tych funkcji w Waszej relacji odgrywa nadrzędną rolę?
Myślę, że to pytanie powinno być raczej skierowane do Michała. Mnie osobiście trudno rozdzielić te trzy funkcje. Uważam, że te role są nierozłączne. To bardzo ważny człowiek w moim życiu. Dobrze wiem, że bez niego nie byłabym tu, gdzie teraz jestem. Sporo się od niego uczę. Jest ambitnym wizjonerem niekierującym się schematami. Nie zaspokaja go minimalizm, cały czas chce więcej i więcej, i oczywiście szybciej 🙂 Dobrze się znamy. Wiemy, jakie są nasze wady oraz zalety. Podczas treningów Michał jest surowy, konsekwentny i wymagający, ale wiem, że przygotuje nasz duet jak nikt inny. Zawsze mogę liczyć na jego wsparcie i pomoc. Spędzamy ze sobą mnóstwo czasu i trudno byłoby nam wytrzymać ze sobą, gdybyśmy się nie lubili. Dlatego po treningu lub przed nim idziemy wypić pyszną kawę i choć ja wybieram te z bezlaktozowym mlekiem, a on espresso, to nie ma znaczenia – bo ważny jest wspólnie miło spędzony czas. Zdecydowanie łączą nas pasja oraz wspólny cel, dlatego po każdym treningu przybijamy piątkę. Oboje dbamy o duch zespołowości, gdyż każda relacja potrzebuje tego, by ją pielęgnować.
Przed ubiegłorocznymi mistrzostwami Europy w Berlinie, podczas których zgarnęliście z Michałem cztery krążki, mieliście okazję wystąpić w Diamentowej Lidze w Londynie. Zgodzisz się ze stwierdzeniem, że powinno organizować się coraz więcej takich imprez z udziałem pełno- i niepełnosprawnych sportowców?
Oczywiście, że tak. To świetna okazja do integracji obu środowisk, dzięki temu sport paraolimpijski zyskuje na popularności. Spora w tym zasługa niebywałych osiągnięć oraz transmisji telewizyjnych. Nadal brakuje jednak świadomości widza, ale to także się zmienia – zdecydowanie na plus. Widz jest nieco zdezorientowany, śledząc sportowców z niepełnosprawnością, często bezpośrednio porównują ich wyniki z wynikami pełnosprawnych zawodników. Dlatego ważna jest edukacja w tym kierunku. Cieszę się, że pokazujemy, iż sport paraolimpijski także jest medialny, a nasze sukcesy dostrzegane i doceniane. My sportowcy z niepełnosprawnością tak samo jak pełnosprawni potrzebujemy dopingu i wsparcia kibiców.
Diamentowa Liga stanowi doskonały przykład obrazujący, na jak wysokim poziomie odbywają się mitingi najwyższej światowej rangi. W Polsce najbardziej prestiżowym mitingiem, w którym startują sportowcy pełno- oraz niepełnosprawni, jest Memoriał Kamili Skolimowskiej. Te dwie imprezy (Diamentowa Liga i Memoriał Kamili Skolimowskiej – przyp. red.) sporo się jednak od siebie różnią. Udział w takim mitingu to dla sportowca z niepełnosprawnością ogromne przeżycie, dające możliwość wymiany doświadczeń ze sportowymi sławami, obcowania z nimi czy podpatrzenia treningowych niuansów. Nie bez znaczenia jest przy tym ogromny profesjonalizm ze strony organizatorów. Cała logistyka dopięta jest na ostatni guzik – od momentu wyjazdu, poprzez odbiór z lotniska, dowóz do hotelu, dwa dni startów, aż do samego powrotu i upewnienia się, że zawodnicy bezpiecznie wrócili do domów. Po udziale w takim mitingu (Diamentowa Liga – przyp. red.) doskonale widać, jak długa droga jeszcze przed nami.
W ostatnich miesiącach przybrała na sile dyskusja dotycząca równego traktowania sportowców pełno- i niepełnosprawnych w naszym kraju. W grudniu ubiegłego roku decyzją ministra sportu i turystyki Witolda Bańki przyznane zostały zawodnikom stypendia, wcześniej natomiast sportowcy z niepełnosprawnością włączeni zostali do programu TEAM100. Jakie profity poza finansowym wsparciem czerpiecie z tego tytułu?
Dyskusja na temat stypendiów rozgorzała po wystosowaniu za pośrednictwem Michała Pola apelu do ministra sportu tuż po zdobyciu złotego medalu w biegu na 1500 metrów w Londynie. Po nieustannych pisemnych wnioskach i braku jakiejkolwiek odpowiedzi podczas ubiegłorocznej Gali Mistrzów Sportu zaapelowaliśmy o ponowne rozpatrzenie wniosku o stypendium specjalne za osiągnięcia z Londynu. Reakcja ministra Bańki była błyskawiczna, jednak na działania formalne trzeba było czekać niemal cały rok. Cieszymy się, że przyczyniliśmy się do podjęcia przez niego decyzji o przyznaniu stypendiów specjalnych dla medalistów niespełniających wymogów ministerialnych.
Jeśli mowa o programie TEAM100, to stawia on na równi sportowców pełnosprawnych oraz sportowców z niepełnosprawnością. Zdecydowanie jest to dobry ruch ze strony rządu. Minister sportu Witold Bańka jako były lekkoatleta doskonale wie, z jakimi problemami borykają się sportowcy. Elitarna grupa TEAM100 rośnie w siłę, a finanse przeznaczone na wsparcie zawodników przyczyniają się do poprawy warunków treningowych oraz zaspokojenia podstawowych potrzeb beneficjentów w drodze do igrzysk, będących najważniejszym startem dla każdego sportowca.
Atutów programu jest wiele. To, co my sobie bardzo cenimy, to między innymi monitoring treningu oraz opieka medyczna. Profesjonaliści z Instytutu Sportu dbają o nasze zdrowie, wspólnie opracowujemy innowacje treningowe, by rezultaty pracy były jeszcze bardziej efektywne. Mocnym punktem programu jest także integracja i częste spotkania wszystkich sportowców. Tworzymy jedną sportową rodzinę bez względu na osiągnięcia, dyscyplinę oraz to, czy ktoś jest pełnosprawny, czy posiada jakąś dysfunkcję. Wspólnie występujemy także w materiałach promocyjnych oraz spotach reklamowych promujące piękno sportu, który jest jeden dla wszystkich – bez podziałów.
Podczas naszej pierwszej rozmowy wspominałaś, że miasto Tarnów nie wspiera finansowo swoich zawodników. Czy zmieniło się coś w tej kwestii?
To dość trudny temat, wciąż czekamy na decyzję w tej sprawie, ale jesteśmy dobrej myśli. Z naszej strony dopełnione zostały wszelkie formalności, jeśli chodzi o wynik sportowy i złożenie niezbędnych dokumentów. Natomiast jeśli mówimy o wsparciu Klubu Tarnowskiego Zrzeszenia START, to pomaga on nam na miarę swoich możliwości. Z wielkim smutkiem przyjęliśmy fakt, że Polski Związek Sportu Niepełnosprawnych START pomimo bogatej argumentacji z naszej strony nie udzielił nam pozwolenia na indywidualny cykl szkolenia, tłumacząc swoją decyzję tym, iż nie możemy mieć lepszych warunków niż reszta sportowców. Tylko my nie chcemy nic więcej – potrzebujemy indywidualnego cyklu szkolenia: zgrupowań dostosowanych do specyfiki naszej konkurencji, a nie preferencji innych trenerów. W naszej sytuacji jest to kwestia niezbędna, by optymalnie przygotować się do mistrzostw świata, gdzie chcemy zdobyć kwalifikację paraolimpijską na przyszłoroczne igrzyska w Tokio. Ja na co dzień mieszkam w Krakowie, Michał w Bełchatowie i tylko wspólny trening pozwala nam optymalnie się przygotować.
W mediach przewija się coraz więcej materiałów na temat Waszego duetu. Jak reagujesz na sytuacje, w których dziennikarze w prasowych nagłówkach na pierwszy plan wyciągają Twoją niepełnosprawność, a w następnej kolejności skupiają się na sportowych dokonaniach?
Nasz duet to jedność. Potrzebuję Michała do tego, by trenować i startować, ponieważ jestem niewidoma. Zależy mi na tym, by jak najwięcej mówiono o sukcesach oraz sytuacji sportowców niepełnosprawnych, bo każdy z nas pokonał długa drogę, aby osiągnąć sukces. Myślę, że również w podejściu mediów oraz samych dziennikarzy dokonują się zmiany. Wzrasta ich świadomość, a informacja o mojej niepełnosprawności nie jest przedstawiana, by wzbudzać litość, a po to, by docenić trud i determinację. Zmieniamy stereotypy dotyczące osób z niepełnosprawnością i pokazujemy prawdziwe oblicze sportu paraolimpijskiego. Nasze osiągnięcia bronią się same, trzeba tylko o tym mówić.
Poziom sportu wśród niepełnosprawnych z każdym rokiem idzie w górę, przez co o medale jest coraz trudniej. Czy w nadchodzącym sezonie wprowadziliście do swojego treningu jakieś zmiany, które pozwolą z uzyskiwanych przez Was wyników urwać kolejne sekundy?
Poziom podnosi się, dlatego trzeba dokonywać wielu zmian (nowe bodźce treningowe, modyfikacja planu). Rok mistrzostw Europy był dla nas czasem eksperymentów oraz szukania różnych rozwiązań. Tu bez obaw jesteśmy pod dobrą opieką, Michał świetnie radzi sobie z przygotowaniem planu oraz założeniami. Wykonujemy wiele badań, jedno z bardziej kluczowych to biochemiczny monitoring treningu. W prostym przełożeniu to badanie krwi, przed wysiłkiem, w trakcie wysiłku oraz po jego zakończeniu. Parametry najczęściej stosowane w ocenie wpływu wysiłku na organizm to poziom żelaza – hemoglobina, ferrytyna, transferryna, metabolity – mleczan, związki azotowe oraz enzymy – kinaza kreatynowa. W ubiegłym roku oczekiwane dobre rezultaty przyniosło zgrupowanie klimatyczne wysokogórskie w RPA. W tym roku z powodu braku indywidualnej ścieżki nie mogliśmy skorzystać z takiej formy przygotowań. Jestem spokojna, gdyż na tę przeciwność też znaleźliśmy rozwiązanie, a jest nim tlenoterapia przy użyciu komory hiperbarycznej. Strategia jest już przygotowana i opracowana, teraz trzeba tylko konsekwentnie ją realizować.
Już 1 marca na antenie Polsatu ruszy kolejna edycja tanecznego show „Taniec z Gwiazdami”, w którym będziemy mogli podziwiać Cię na parkiecie. Dlaczego zdecydowałaś się wziąć udział w tym programie?
Bo to świetna przygoda, bardzo się cieszę na to wyzwanie. Jako sportowiec dostaję tu nowe bodźce treningowe, pracuję także nad adaptacją do sytuacji stresowych. To niezwykle ważna kwestia dla sportowca. Dobrze wiem, że jest tu pole do pracy. Powoli odkrywam swoją kobiecość, coś co zaczęło zanikać razem ze wzrokiem. Sportowy reżim skutecznie w tym pomaga. Jako osoba niepełnosprawna cieszę się, że będę przełamywać stereotypy związane z niepełnosprawnymi, w szczególności niewidomymi ludźmi. To dla mnie niezwykle ważne, by społeczeństwo nie stygmatyzowało nas poprzez pryzmat naszej dysfunkcji, białej laski i całego mnóstwa ograniczeń, które mam wrażenie widzą wszyscy wkoło, a my jako osoby niewidome boimy się im przeciwstawić.
Cieszę się z nowych znajomości i mnóstwa pozytywnej energii panującej wśród uczestników programu. Mój udział to ogromne wyzwanie dla całej produkcji, jednak w żadnym momencie nie odczuwam tego, że jestem problemem. Możliwe, że jestem wyzwaniem i praca ze mną wymaga indywidualnego podejścia, jednak czy to coś złego? Zrobię, co w mojej mocy, by starania całej ekipy nie poszły na marne. Swojego wzroku nie zmienię, choroba jest nie do opanowania i ja już ją zaakceptowałam, ale mogę starać się zmienić podejście innych ludzi do osób z niepełnosprawnością.
Masz obawy, że występ w tanecznym show może zaburzyć przygotowania do lekkoatletycznych mistrzostw świata, które w listopadzie odbędą się w Dubaju?
Zdecydowanie nie. Decyzję o udziale w programie podjęliśmy wspólnie z Michałem. To on czuwa nad przebiegiem przygotowań do mistrzostw. Już raz pokazaliśmy, że nie stawiamy sobie granic. Czy na pewno za każdym razem trzeba to potwierdzać?! Nasza forma na mistrzostwa świata jest niezagrożona. Grunt to wszystko odpowiednio poukładać, a tu zdaję się na wiedzę i doświadczenie trenera. Udział w programie „Taniec z Gwiazdami” jest spójny z planami przygotowań do startów, a wcześniej budowania formy do mistrzostw.
Bliższe Twojej naturze są stonowane standardy czy gorące rytmy latino?
Nie jestem jeszcze w stanie odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nie wszystko poznałam. Jak do tej pory wszystko jest dla mnie nowe i obce, m.in. ruchy (ułożenie ciała) nie do końca naturalne i zdecydowanie inne niż w biegu. Taniec to zupełnie nowa forma ruchu wymagająca ode mnie mnóstwa skupienia i koncentracji. Fizycznie nie jest to dla mnie duże wyzwanie, jednak trzeba tu dużo myśleć i oczywiście pamiętać o uśmiechu. Uważam, że każde doświadczenie jest potrzebne. Być może właśnie tu nauczę się czegoś, czego jeszcze o sobie nie wiem. Za to mogę powiedzieć, że buty zdecydowanie nie są wygodne… To jednak mnie nie zniechęca. Zbieram tu mnóstwo pozytywnych chwil, bo takie chwile tworzą wspomnienia, do których już teraz wiem, że będę wracała z radością. Lubię wyzwania, dlatego cieszę się z tego, co właśnie się dzieje w moim życiu, z tych wszystkich nowości, które poznaję i których właśnie się uczę.
Za Tobą pierwsze taneczne treningi. Bez wątpienia Jana Klimenta, który poprowadzi Cię na parkiecie, czeka sporo pracy w kwestii odpowiedniego ułożenia sylwetki czy prawidłowego pokazania kroków. Co możesz powiedzieć o swoich wrażeniach po pierwszej tak profesjonalnej styczności z tańcem?
Produkcja dała mojemu partnerowi niełatwe zadanie, jednak świetnie sprawdza się w swojej roli. To pasjonat i profesjonalista w swojej dziedzinie. Jest obdarzony sporymi pokładami cierpliwości i odporności na ból, kiedy przypadkiem nadepnę na jego stopę. Na naszych treningach panuje bardzo pozytywna energia i myślę, że całkiem dobrze się dogadujemy. Oboje lubimy intensywne tempo pracy. Podczas rozmów z innymi uczestnikami stwierdziliśmy, że do tej pory wydawało nam się że lubimy tańczyć, a my zwyczajnie lubiliśmy się ruszać, bo tańczyć uczymy się dopiero teraz.
Przed Tobą mogliśmy podziwiać taneczne pląsy w wykonaniu Janka Meli oraz niesłyszącej Iwony Cichosz. Oboje zresztą zaszli w programie bardzo wysoko. Czy w związku z tym nie czujesz dodatkowej presji?
Presji zdecydowanie nie. To dla mnie piękna przygoda. Nie czuję rywalizacji, a bardziej współzawodnictwo i naprawdę dobrą zabawę. Mam inne cele do realizacji podczas udziału w programie. Wspomniałam o nich już wcześniej i tego mocno się trzymam. Cieszę się z nowo poznanych mi osób, panującej tu atmosfery oraz tego, że pracująca z nami ekipa także może nauczyć się wiele nowego. Podczas pracy ze mną zdecydowanie więcej trzeba mówić niż pokazywać, a pokazując trzeba jeszcze pozwolić, bym to ja mogła zobaczyć – czyli dotknąć każdy ruch tak, bym mogła go zapamiętać i odtworzyć. Nie jest to łatwe zadanie dla żadnej ze stron, ale dzięki temu i ja i ekipa uczymy się nowych rzeczy.
W „Tańcu z gwiazdami” cały czas będziesz na świeczniku. Widzowie będą patrzeć na nie tylko na Twój taniec, lecz także na wygląd czy też sposób wysławiania się. Jaką masz receptę na poradzenie sobie z programowym stresem?
Tak samo jak do tej pory. Będę sobą, mam zamiar dużo się uśmiechać i cieszyć się z każdej chwili. Chciałabym nazbierać mnóstwo pięknych wspomnień. Dzięki temu czuję się komfortowo w tym, co robię, niczego nie muszę się obawiać. O wygląd tak naprawdę dbają panie robiące makijaż oraz styliści włosów, stroje szyją panie krawcowe, które dokładają wszelkich starań w trosce o każdy szczegół. Z moim partnerem tanecznym pracujemy intensywnie, by kwestia tańca była dopracowana i zgodna z tym co czujem. A ocena – no cóż – pozostawię ją widzom (bo oczywiście ważne są smsy) oraz jury odpowiedzialnemu za ocenę techniki.
Patrząc na Twoje zaangażowanie w sport w ujęciu wielopłaszczyznowym, śmiało można określić Cię mianem jednej z ambasadorek sportu niepełnosprawnych w Polsce. Uważasz, że w dzisiejszym świecie ruch paraolimpijski potrzebuje silnych charakterów?
Bardzo dziękuję za to określenie. Takim silnym charakterem się czuję, dlatego poruszam trudne i niewygodne tematy. Uważam, że jeśli dzieje się coś złego, trzeba o tym głośno mówić, ponieważ takie sytuacje wymagają interwencji. Zbyt długo pewne kwestie były bagatelizowane, a wręcz ukrywane. Sport dla części jest jedyną formą rehabilitacji, drogą powrotu do aktywnego życia, formą rozwoju, która pozwoli pomimo posiadanych dysfunkcji odnaleźć się w środowisku społecznym i prężnie w nim funkcjonować. Pracujemy ciężko i zasługujemy na lepsze warunki treningowe oraz dbanie o nasz rozwój sportowy. W sporcie osób niepełnosprawnych działacze powinni zrozumieć, że najważniejszy jest zawodnik oraz jego trener, a nie oni sami.
————
Fot. główne: Bartłomiej Zborowski/Polski Komitet Paraolimpijski.