Pierwsze takie spotkanie. Przyjdzie gość, który przepłynął 750 metrów na otwartym akwenie, przejechał na rowerze 20 kilometrów, a potem przebiegł kolejne 5. Bez przerw, z zegarkiem na ręku. Pewnie atleta. Chyba taki sportowy świr. Siłowni raczej za często nie widuje. O czym będziemy rozmawiać? Czy mamy chociaż o czym wspólnie milczeć?
Wchodzi facet. Sylwetka… zadbana. Początkowo dystans był spory, ale start w Paratriathlonowych Mistrzostwach Polski też od takiego dystansu się zaczynał. Z czasem przełamujemy pierwsze lody, tak jak on, na tej trasie, przełamywał bariery, czasowe i mentalne.
Alicja Więch: Rafał, jesteś pływakiem w Starcie Wrocław. Skąd pomysł na triathlon?
Rafał Krajewski: Wiesz, prawie 20 lat temu zaczynałem z wielkim entuzjazmem. Początki często są obiecujące, notujesz duży progres, przywozisz z zawodów po kilka medali za różne style i dystanse… rośniesz. I tak do momentu, aż dojdziesz do ściany. Czas mija, a ty zdajesz sobie sprawę, że nie pojedziesz na paraolimpiadę i że od kilku lat nie „urwałeś” ze swoich rekordów życiowych ani sekundy. Możesz się wtedy poddać albo szukać dla siebie nowych możliwości.
Gdzie je znalazłeś?
Nigdy nie ograniczałem się do jednej opcji. Pochodzę z usportowionej rodziny. Aktywne spędzanie czasu zawsze było u nas normalne. Poza treningami pływania uwielbiałem wycieczki rowerowe. Jeździliśmy bardzo dużo. Kiedy spadł śnieg, pomyślałem, że chętnie sprawdziłbym się na nartach i rok później przypinałem już numer startowy do swojego stroju. Gram też w boccię i nie stronię od kajaka. Jeśli pojawia się u mnie myśl, że chciałbym czegoś spróbować, po prostu to robię.
Połączenie trzech dyscyplin w ramach jednego występu wydaje się skomplikowane i zajmujące. Oboje wiemy, że sprawy nie ułatwia też niepełnosprawność. Jak poradziłeś sobie z tym na trasie?
Formuła zawodów zakładała, że każdy niepełnosprawny uczestnik może skorzystać z pomocy wybranej wcześniej osoby. Ja wybrałem swoją dziewczynę, która była dla mnie wielkim wsparciem w strefie zmian. Bardzo mi pomogła, kiedy po wyjściu z wody, musiałem szybko zmienić strój, a później wyprowadzić swój rower i wsiąść na niego, nie tracąc cennych sekund.
Wspominasz o wielu dyscyplinach, a przecież każda z nich wymaga innego treningu. Jak udaje ci się znaleźć na wszystko czas?
Zawsze byłem dobrze zorganizowany. Jako kilkunastoletni chłopiec potrafiłem godzić chodzenie do szkoły z dwoma treningami pływania dziennie. Miałem przy tym jeszcze czas dla siebie. Pamiętam, jak tata zawoził mnie na pływalnię, rano kiedy jeszcze było ciemno. Potem podrzucał mnie autem do szkoły. Zwykle miałem przed lekcjami jeszcze chwilę na naukę, a po południu szedłem na drugi trening. Przy tak intensywnym trybie życia skończyłem nie tylko liceum, ale też studia. Obecnie łączę swoje aktywności z pracą. Treningi podzieliłem na jednostki: (dziś siłownia, jutro basen) i na sezony, w zależności od aury.
Czy widzisz jakąś różnicę pomiędzy pływaniem w basenie, a dystansem triathlonowym?
Zdecydowanie, to dwie różne rzeczy. Na basenie pływasz od ściany do ściany, szybko wpadasz w rutynę. Na otwartym akwenie nie ma wyznaczonych torów, ani temperatury, którą gwarantuje zamknięta przestrzeń pływalni, Jest trudniej, ale przez to bardziej ekscytująco. Poza tym dystanse pływackie na zawodach zaczynają się od 50 metrów, a kończą na 400. Triathlon to aż 750m do przepłynięcia.
Na starcie (Mistrzostwa Polski w Triathlonie, Białystok, sierpień 2019 – przyp, red.) stanęli doświadczeni zawodnicy. To świadczy o dużym stopniu trudności.
Faktycznie, bez przygotowania, „z marszu” trudno byłoby ukończyć takie zawody. To wymaga dużej wytrzymałości, a przy okazji szybkości, bo przecież ścigasz się z innymi. Całą inicjatywę startu osób z niepełnosprawnościami w zawodach triathlonowych bardzo wspierał Sebastian Szymański, były zawodnik sekcji pływania WZSN Start Wrocław, paraolimpijczyk z Sydney, który także ukończył zawody z bardzo dobrym czasem. Tak jak w innych dyscyplinach paraolimpijskich, byliśmy podzieleni na grupy startowe. Cieszę się, że ukończyłem cały dystans, a przy okazji zdobyłem złoty medal.
Skąd wiedziałeś, że to odpowiedni moment na takie wyzwanie?
Zawsze lubiłem wysoko zawieszać sobie poprzeczkę. Pływam od bardzo dawna, dużo jeżdżę na rowerze i wiedziałem, że te dwie części dystansu nie sprawią mi problemu. Nieco gorzej wychodzi mi bieganie, ale dzięki temu miałem pokusę, żeby się sprawdzić. Zbliżały się akurat moje 30. urodziny i długo się zastanawiałem, jak je uczcić. Stwierdziłem wreszcie, że zrobię triathlon na „trzydziestkę”. Udało się i nie wykluczam kolejnych sportowych przygód.
Czy chciałbyś przekazać jakieś wskazówki osobom z niepełnosprawnością, które myślą o rozpoczęciu aktywności sportowej?
Przede wszystkim, nie bójcie się zrobić pierwszego kroku. Warto dać sobie szansę, a potem nie zamykać się na różne możliwości. W naszym klubie mamy przykłady osób, które zmieniły dyscyplinę i świetnie odnalazły się po tej zmianie. Osobiście mocno kibicuję Kasi Sobczak, mojej długoletniej koleżance z sekcji pływania, a obecnie jednej z najlepszych kajakarek na świecie. Nawet, jeżeli nie ma się predyspozycji do międzynarodowej kariery, można na wiele sposobów ciekawie spędzać czas. A przecież chyba o to chodzi.
————
Fot.: Fb Rafała Krajewskiego.