Kinga Dróżdż skutecznie odkuła się za ćwierćfinałową porażkę na igrzyskach w Tokio. Michał Dąbrowski z medalem po roku walki nie tylko o formę, ale i o zdrowie. Do pełni szczęścia biało-czerwonym w szabli zabrakło jedynie zwycięstwa Adriana Castro w pojedynku o brąz.
Najmocniej ze swojego medalu cieszyła się Kinga Dróżdż (kat. A). Wśród rywalek na jej drodze do finału losowanie postawiło w pierwszej kolejności reprezentantkę Chin Xufeng Zou. Kinga jednak pierwszą potyczkę polsko-chińską wygrała zdecydowanie: 15-6. W drugiej kolejności z kwitkiem odprawiona została Węgierka Veres Amarilla.(15-4). Kolejna walka to już półfinał – z kolejną z Węgierek, Evą Hajmasi, z którą Dróżdż miała rachunki do wyrównania po igrzyskach w Tokio (przegrana walka ćwierćfinałowa).
– W walce o finał trochę uciekłam spod topora. Miałam naprawdę dużo warunków niesprzyjających dookoła siebie – mówi o pojedynku półfinałowym Dróżdż. – Jestem z siebie dumna, że dałam radę pomimo strat punktowych i nieprzychylnych decyzji sędziowskich stanęłam na wysokości zadania.
Faktycznie, początkowe kary i czerwona kartka (w szermierce oznacza ona utratę punktu) za podnoszenie się z wózka dla Kingi działały deprymująco. Ostatecznie jednak pozbierała się i wykorzystała wszystkie błędy popełniane przez rywalkę, która sama ostatecznie zaczęła się spieszyć i unosić na wózku, czym zapracowała również na swoją karę indywidualną. Ostateczny wynik, 15-12, dał Kindze upragniony awans do finału i pierwszy w karierze medal.
– Przez ostatnie trzy lata pracowałam nad mentalem, bo to jego w Tokio zabrakło. Teraz zagrało to, jak należy. Wiedziałam, jakie mam cele na każdą walkę, miałam je dokładnie rozpisane. Od razu mogłam się na niej skoncentrować. Miałam swoją muzykę, swoją rutynę – wszystko super zagrało.
Finałowa walka z najtrudniejszą rywalką – Haiyan Gu. Reprezentantka Chin jest jedną z najbardziej utytułowanych szablistek w stawce i regularnie spotyka się z Kingą Dróżdż w finałach turniejów wysokiej rangi. Tym razem zwycięska była Chinka, która szybko odskoczyła Kindze, zmuszała do błędów i pośpiechu. Jednak wynik tej walki, choć oczywiście niesatysfakcjonujący, nie był już w stanie zmazać uśmiechu z twarzy Kingi, która cieszyła się z zasłużonego i wypracowanego srebra.
– Dedykuję ten medal swojej zmarłej w 2012 mamie, dzisiaj ona ewidentnie mi pomogła.
Wicekról Dąbrowski
W innych nastrojach z dziennikarzami witał się Michał Dąbrowski – mimo tego, że również zdobył srebro. Przegrał finałową walkę z Chińczykiem Yanke Fengiem zaledwie jedynym trafieniem. Złoto było więc o krok. Dąbrowski w walce finałowej wracał z dalekiej podróży. Początkowo to Chińczyk dyktował warunki, jednak Michałowi udało się odrobić straty i nawet przegonić Chińczyka. Jednak od stanu 14-13 dla Polaka trafiał już tylko Feng.
– Ten medal jest dla mnie bardzo ważny, każdy na niego czeka – mówił po walce finałowej. – Na pewno jest dla mnie zaskoczeniem. Gdy przyjechałem tutaj i zobaczyłem konkurencję, bałem się, że nic z tego nie będzie. W tej chwili jednak bardziej przeżywam to jedno trafienie, którego zabrakło, niż ten zdobyty medal.
Po drodze po srebrnego medalu Dąbrowski pokonał łatwo Brazylijczyka oraz Włocha. W półfinale musiał jednak stoczyć bratobójczą walkę z Adrianem Castro. Wygrał ją 15-13 – mimo, że to początkowo Adrian dominował i był faworytem, ze względu na lepszy bilans bezpośrednich starć w zawodach krajowych i międzynarodowych. Jednak o drodze do srebrnego medalu można też mówić w kontekście walki Michała z nowotworem – od roku leczy się on na nowotwór przewodów żółciowych wewnątrzwątrobowych.
– Droga po ten medal wszyscy wiedzą, jaka była. Nie chcę o tym nawet teraz mówić. Jak skończyliśmy walkę z Adrianem, to się trochę nawet rozkleiłem, bo ten rok naprawdę nie jest lekki. Leczenie zadziałało. Jakby nie ono, nie byłoby mnie tutaj. Jestem tylko pionkiem na tej szachownicy.
– Chyba jednak królem – rzucił jeden z dziennikarzy w mixed zonie.
– Nie, nie, nie – zaprotestował Dąbrowski. – Jakbym wygrał, to byłbym królem. Tak to jestem wicekrólem.
W profesjonalnym sporcie na taki sukces pracuje nie tylko zawodnik, a cały sztab ludzi wokół oraz otoczenie. Michał ma całą listę ludzi, którym mógłby dziękować za ten sukces: poza wymienionymi już lekarzami.
– Żona i dzieci, bo pozwalali mi z domu wyjść na treningi. Grzesio Pluta, jako trener najbardziej przyczynił się do sukcesu. Prezes Szeliga, który mi pomógł w trudnym okresie. Moja sparingpartnerka Karolina Strawińska. Mógłbym tak wymieniać i wymieniać ludzi godzinami.
Zaproponowane przez lekarzy Michała leczenie nowotworu jest nierefundowane. Można je wesprzeć na stronie: https://pomagam.pl/33a647 (lub po wpisaniu w wyszukiwarkę Michał Dąbrowski pomagam.pl).
Castro bez upragnionego trzeciego medalu
Po przegranej walce półfinałowej Adrian Castro trafił do pojedynku repasażowego, który scenariusz miał jak w najlepszych thrillerach. Choć Adrian z początku wygrywał aż 8-0, to jednak Francuz Maxime Valet niesiony dopingiem publiczności odrobił straty do stanu 12-12. Później walka toczyła się już punkt za punkt, trafienie za trafienie. Ostatnie z nich zadał jednak Adrian i trafił do walki o trzecie miejsce. Tam jednak uległ Chińczykowi Jie Zhangowi 15-7.
– Nie wstrzeliłem się na tym turnieju z formą – mówił po walce z Michałem Dąbrowskim Castro. – Walczyłem bardziej z sobą niż z przeciwnikami. Ale ta walka bratobójcza była dla mnie najtrudniejsza, zarówno pod względem mentalnym jak i fizycznym. Gratuluję Michałowi, że ten medal zdobył – szkoda trochę że moim kosztem.
Dobry turniej szablowy dla Polski
Z wyników biało-czerwonych w turnieju szablowym zadowolony jest trener Michał Morys.
– W medalu Michała jest coś heroicznego – komentuje srebro Dąbrowskiego. – To jest niesamowicie ambitny człowiek. Taktycznie i technicznie przygotowany był doskonale, ale to, czy wytrzyma cały dzień walk fizycznie, było dla nas zagadką. Wytrzymał wspaniale, tak jak i cały turniej mentalnie rozegrał perfekcyjnie.
– Kindze w Tokio nie wyszła walka o czwórkę, teraz było dużo lepiej mentalnie, nawet gdy decyzje sędziowskie były przeciwko niej. Zadanie więc dobrze wykonane, a o złoto mam nadzieję, że zawalczy jeszcze w Los Angeles.
Oprócz Dróżdż, Dąbrowskiego i Castro w turnieju szablowym Polskę reprezentowały Marta Fidrych (kat. A) i Jadwiga Pacek (kat. B). Marta zajęła 13. miejsce, a Jadwiga uplasowała się na 8. pozycji. Obydwie zawalczą jeszcze w turnieju szpadowym, a razem z Kingą Dróżdż powalczą też o medal w drużynie. W szpadzie indywidualnie będzie się również liczył Michał Dąbrowski. Dziś – rywalizacja florecistek i florecistów.
___
Fot. Bartłomiej Zborowski/Polski Komitet Paralimpijski