Historia powstania warszawskiego Klubu Sportowego Niepełnosprawnych „START” sięga 1952 r., kiedy to powołano Zrzeszenie Sportowe „START”. Ogromnym zasłużonym i promotorem tej inicjatywy był wówczas Profesor Marian Weiss, długoletni kierownik Stołecznego Centrum Rehabilitacji (STOCER) w Konstancinie. Na terenie województwa mazowieckiego (w ówczesnych czasach województwa warszawskiego) powołano Wojewódzką Radę Spółdzielczego Zrzeszenia Sportowego „START”. W dzisiejszej formie klub funkcjonuje równe 30 lat, od 1990 r. Mimo kryzysu, jaki wprowadziły do istnienia klubu warunki pandemii, prezes klubu Krzysztof Kwapiszewski zgodził się podzielić z nami tym, jak waleczne osobowości i obiecujące dyscypliny znajdują się w jego strukturach.
Pamela Kozioł: Przed wywiadem wspominał Pan, że kryzys z pandemią odbił się na formie i motywacji zawodników. Jak oceniłby Pan obecny stan, jest więcej entuzjazmu i woli walki czy rezygnacji?
Krzysztof Kwapiszewski: Trudno jednoznacznie stwierdzić, w jakim miejscu znajdujemy się obecnie. Stan zagrożenia epidemicznego nadal występuje w naszym kraju i w najbliższym czasie trudno będzie oczekiwać w tym zakresie nadejścia jakiegoś spektakularnego, pozytywnego przełomu. Z pewnością upływający czas spędzony na bardziej lub mniej drastycznej kwarantannie niekorzystnie odbije się na formie fizycznej naszych zawodników. To nieuniknione. Co się tyczy wykazywanej przez zawodników woli walki połączonej z entuzjazmem, to będzie to możliwe do oceny dopiero w momencie wznowienia treningów. Nie da się ukryć, że trwająca już dwa miesiące przerwa w reżimie treningowym może spowodować odzwyczajenie się od wysiłku fizycznego, do którego trudno będzie z dnia na dzień bezboleśnie powrócić. Nie mniej jest też pierwsze jasne światełko w tunelu. Od 4 maja poluzowano niektóre twarde obostrzenia i zakazy dotyczące uprawiania sportu i profesjonalnej aktywności ruchowej. My, już w pierwszym dniu obowiązywania złagodzonych przepisów, wznowiliśmy treningi lekkoatletyczne, w obecnej sytuacji prowadzone wyłącznie na świeżym powietrzu. Co tym wszystkim najbardziej budujące – na trening stawili się wszyscy zwodnicy, może więc z tą motywacją do pracy i wysiłku nie będzie najgorzej. W tym zakresie jestem umiarkowanym optymistą.
Wracając do dobrych wspomnień i faktów, może Pan zdradzić historię i inspirację powstania klubu? Czy od początku łączył różne dyscypliny, czy sukcesywnie w zależności od zainteresowania budowano ich portfolio?
Nasz Klub Sportowy Niepełnosprawnych START należy do najstarszych tego typu organizacji w Polsce zajmujących się kulturą fizyczną i sportem osób niepełnosprawnych posiadających dysfunkcję narządu ruchu. Jego historia sięga początków lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Początkowo organizacja działała na terenie Warszawy i okolic jako Międzyspółdzielniane Ognisko Kultury Fizycznej Inwalidów. Co warte podkreślenia – w Polsce cały ruch sportowy osób niepełnosprawnych wywodzi się z ruchu spółdzielczego. To spółdzielnie inwalidów w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych gromadziły w swych szeregach zdecydowaną większość polskich sportowców niepełnosprawnych i to one zapewniały finansowe podstawy i bezpieczeństwo działalności tego typu organizacjom sportowym. Oczywiście, na przestrzeni dziesięcioleci zarówno sama nazwa klubu jak i jego formuła organizacyjno-prawna ulegały pewnym zmianom i modyfikacjom, dostosowującym jego funkcjonowanie do obowiązujących aktualnie wymogów prawa oraz zmieniającej się sytuacji gospodarczej. Ostatnią „rewolucję strukturalną i organizacyjną” klub przeszedł na początku lat dziewięćdziesiątych. Wtedy to kolejnej zmianie uległ nazwa klubu oraz jego umocowanie prawne. Ten stan, z drobnymi korektami, trwa do dnia dzisiejszego. Pierwszymi dyscyplinami sportowymi, które uprawiane były w naszym klubie przed sześćdziesięciu laty, były koszykówka na wózkach, lekka atletyka, pływanie, tenis stołowy, łucznictwo, podnoszenie ciężarów, narciarstwo i siatkówka na stojąco. Jak widać, koszykówka na wózkach, tenis stołowy, pływanie czy lekka atletyka mają w naszym klubie dość długą historię. Część „starych” dyscyplin już w naszym klubie umarła, głównie z powodu braku chętnych do ich uprawiania. Z nowości mamy boccię, która w klubie funkcjonuje dopiero od dwóch lat, czyli powoli wychodzi z wieku niemowlęcego. Jaki będzie jej dalszy rozwój – czas okaże.
Pamiętam, jakie wrażenie zrobiła na mnie informacja o zawodniku, który na turnieju mimo ostrych problemów żołądkowych miał siłę grać do samego końca. Czy postawa takiej determinacji dominuje wśród podopiecznych klubu, czy raczej oceniłby Pan kształtowanie się takiej postawy jako wynik doświadczenia?
W tym zdarzeniu nie ma nic nadzwyczajnego. Sportowcy, a zwłaszcza zawodnicy gier zespołowych, to z reguły typowe „walczaki”. Dla nich najważniejszy jest sukces, najważniejsza jest rywalizacja i wygrana. Po to walczy się, aby wygrać, a przecież liczy się tylko zwycięzca. To kwintesencja rywalizacji sportowej. Oczywiście, aby być wybitnym sportowcem, trzeba w sobie mieć „to coś”, potrzeba mieć w sobie ducha walki i chęć zwycięstwa. Bez tego do niczego nie dojdziemy w sporcie. A w dalszej kolejności jest ciężka praca wykonywana podczas treningów, bez której nie ma co marzyć o odniesieniu końcowego sukcesu. Dopiero połączenie predyspozycji psychicznych i fizycznych, wzmocnione ciężką i wieloletnią pracą treningową może zagwarantować sukces sportowy na najwyższym poziomie. Oczywiście, wyłącznie „może”, co nie znaczy że musi. W sporcie tego typu gwarancji nie nigdy ma.
Unikatową częścią Państwa działalności są treningi i inwestycje w karierę sportową najmłodszych? Czy może Pan opowiedzieć co nieco o najbardziej obiecujących zawodnikach np. Jakub Konieczka, który został wybrany w 2020 r. najlepszym młodym sportowcem Białołęki.
Muszę nieskromnie przyznać, że w naszym klubie nie boimy się tego typu wyzwań. Praca z dziećmi i z młodzieżą daje nam bardzo wiele satysfakcji osobistej. To tak, jak gdyby budować coś od zera, mając przy tym pełną świadomość, że nawet najmniejszy błąd w postępowaniu, nieodczytanie na czas ukrytego często przekazu, może zniszczyć cały wysiłek, może przynieść skutki odwrotne od zamierzonych. Zaczynając pracę z młodym człowiekiem nigdy nie mamy pewności, czy włożona praca i zaangażowanie przyniosą jakikolwiek pozytywne wyniki. A mimo to z pewnością warto. Sukcesy odnoszone przez młodych zawodników stanowią dla nas największą i najbardziej wartościową zapłatę. Oczywiście nie każdy młody sportowiec odniesie w przyszłości sukces. To zależy od bardzo wielu czynników, na które nie zawsze możemy mieć oddziaływanie. Statystycznie, jeśli tylko 25% młodych zawodników zostanie na dłużej w sporcie i zacznie odnosić sukcesy w wieku seniorskim, to znaczy, że nasza praca nie poszła na marne, że tak zwyczajnie, po ludzku – warto było.
Może jeszcze pytanie o zaplecze. Czy młode osoby w szczególności dzieci z niepełnosprawnością chętnie angażują się w sport? Co stanowi dla nich największy hamulec? Często bywa tak, że to właśnie ich prawni opiekunowie mają największe obawy związane z podjęciem przez nie regularnych treningów.
Współcześni młodzi ludzie niepełnosprawni, oprócz sportu, mają jeszcze wiele innych ofert i możliwości spędzania wolnego czasu. To bardzo dobrze. Gdy ja zaczynałem swoją przygodę ze sportem, a było to ponad 50 lat temu, młoda osoba niepełnosprawna miała do wyboru – sport lub samotne siedzenie w przysłowiowych czterech ścianach. Na szczęście te czasy już bezpowrotnie minęły. W obecnej chwili sport jest tylko jedną z wielu ofert, z którą spotyka się młody człowiek, szczególnie w tak dużej aglomeracji miejskiej, jaką jest Warszawa. Niestety, współczesny młody człowiek poprzez stały kontakt z internetem, przyzwyczajony jest do natychmiastowych odpowiedzi, do natychmiastowego wyniku – dziś pytanie, dziś odpowiedź. W sporcie tak nie ma, sport tak nie działa. W sporcie na wynik trzeba zwykle długo czekać, a końcowy wynik wykonywanej pracy nie zawsze jest dla nas zadowalający. Nie wszyscy młodzi chcą tak długo czekać, dla tego do sukcesu dochodzą ci najbardziej wytrwali. Odrębnym problemem jest sprawa rodziców i ich podejście do ewentualnej ciężkiej pracy własnego dziecka. Oczywiście wszyscy chcą jak najlepiej, a dodatkowo rodzice często chcą w pewien sposób „wynagrodzić” własnemu dziecku wszelkie problemy spadające na niego. Stąd zrozumiała nadopiekuńczość, która niekiedy przybiera wręcz karykaturalne rozmiary. Dlatego, oprócz pracy z młodym sportowcem, musimy też pracować z rodzicami, cierpliwie i delikatnie przekonując ich, że ta ciężka praca wykonywana przez młodego zawodnika, z czasem wyjdzie mu tylko na zdrowie. Niekiedy praca z rodzicami bywa trudniejsza niż praca z samym zawodnikiem. W pierwszym i w drugim przypadku pozytywny efekt nigdy nie jest z góry przesądzony.
Kontynuując planowanie rozwoju sportowego najmłodszych parasportowców – czy chęci do danej dyscypliny mogą zweryfikować predyspozycje fizyczne? Czy jest jakichś kilka kluczowych zasad, które powinny zaświecić się w głowach rodziców przy ocenie, czy ich pociecha wybiera najlepszą dla siebie dyscyplinę sportową?
To dość trudne, a zarazem bardzo ciekawe pytanie. Odpowiedź na nie też nie jest zbyt jednoznaczna i prosta. W przypadku osób niepełnosprawnych wzmożona aktywność fizyczna powinna głównie wspierać i uzupełniać proces kompleksowej rehabilitacji psychofizycznej danej osoby lub podtrzymywać nabyte już usprawnienia. Rzeczą fundamentalną jest, aby wykonywane ćwiczenia oraz związane z tym obciążenia fizyczne nie pogłębiały istniejącej już niepełnosprawności. Dla tego młodym osobom niepełnosprawnym polecamy szczególnie pływanie lub koszykówkę na wózkach. Oczywiście na początku są to głównie ćwiczenia ogólne oraz gry i zabawy powoli wprowadzające świat sportu. Ważne, aby intensywność i stopień obciążeń każdorazowa dostosować do potrzeb i możliwości konkretnego, młodego zawodnika. Dopiero po pewnym czasie następuje pewna „specjalizacja sportowa” i dobór najbardziej korzystnej dyscypliny sportu. Oczywiście pewne schorzenia już od samego początku wykluczają uprawianie niektórych dyscyplin sportu. Np. osoba z dysfunkcją obu kończyn dolnych z pewnością nie będzie trenować skoku wzwyż lub skoku w dal, a osoba niewidoma koszykówki na wózkach. To oczywiste. Przy wyborze docelowej dyscypliny sportu bierzemy też pod uwagę budowę anatomiczna danego zawodnika, oraz jego predyspozycje psychiczne. Niektórzy bardzo dobrze odnajdują się w grach zespołowych i preferują pracę w grupie, inni zaś są typowymi indywidualistami i znacznie bardziej cenią sobie pracę indywidualną i sporty indywidualne. Ważne są też zainteresowania samego zawodnika, jego osobiste preferencje. Dopiero po gruntownej analizie wielu czynników, niekiedy też po okresie tzw. prób i błędów, dochodzimy do wyboru najwłaściwszej dyscypliny sportu dla danego zawodnika. Niekiedy jest też tak, że zawodnik równolegle uprawia dwie dyscypliny sportu – np. koszykówkę na wózkach i lekką atletykę. Wbrew pozorom obie te dyscypliny sportu nawzajem się uzupełniają i dają się pogodzić. U tych zawodników dopiero na wyższym poziomie wytrenowania następuje pełna specjalizacja i jedna dyscyplina staje się tą główną, a druga sportem uzupełniającym.
Turnieje bocci – dla wielu osób brzmi zagadkowo. Co według Pana składa się na szansę sukcesu w tej dyscyplinie? Jak przebiegają fazy adaptacji najciężej poszkodowanych? Co zyskuje ta grupa zawodników dzięki treningom bocci?
Boccia to stosunkowo nowa dyscyplina w naszym klubie, cały czas jest jeszcze na tzw. dorobku. Boccia to gra zespołowa, o końcowym sukcesie decyduje więc praca całej drużyny. Tak jak Pani słusznie zauważyła, przeznaczona jest dla osób o bardzo dużym stopniu niepełnosprawności. Nie mniej, emocje sportowe, adrenalina, chęć rywalizacji i zwycięstwa nie są zwykle uzależnione od stopnia posiadanej niepełnosprawności. Sport jest jeden i takie same wielkie emocje towarzyszyć mogą maratończykowi zwycięsko zmierzającemu do mety, jak i osobie na stałe przykutej do wózka inwalidzkiego, z porażeniem czterokończynowym, która równie nadludzkim wysiłkiem oddaje ostatni zwycięski rzut piłeczką boccia. W jednym i w drugim przypadku zwycięstwo może mieć taki sam cudowny smak. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem dzielenia sportu, jak i szczególnego premiowania zawodników z bardzo dużym stopniem niepełnosprawności. Różnią się jedynie dyscypliny sportu, wszystkie jednak są równie ważne, a zdobyte w nich medale posiadają taki sam ciężar gatunkowy i emocjonalny. Dla mnie tak samo ważny jest zdobyty medal np. w lekkiej atletyce czy pływaniu jak i w bocci czy w tenisie stołowym. Również sportowe zyski zawodników w każdej dyscyplinie są podobne. Wzrost samooceny własnej, poprawa kondycji fizycznej, możliwość przeżycia wspaniałych chwil tryumfu lub niekiedy motywujące zaznanie goryczy porażki, zawieranie nowych znajomości, poznawanie Polski i świata i wiele, wiele innych – to główne bonusy wynikające z uprawiania sportu. Z pewnością warto.
Czy wśród Państwa zawodników dostrzega Pan niezależnie od dyscypliny osoby chętne do wychodzenia poza działalność sportową ku byciu w przyszłości trenerem/mentorem zawodników o mniejszych stażu? Pamiętam, że wśród graczy innych dyscyplin, o których miałam okazję robić materiały, znajdywali się nie tylko sportowcy, ale też pełni pasji działacze społeczni.
Oczywiście tak. Od wielu lat jednym z moich zastępców jest były zawodnik piłki siatkowej na stojąco i na siedząco – Adam Zawiślak, medalista mistrzostw świata i Igrzysk Paraolimpijskich, a później wieloletni trener siatkówki na stojąco i na siedząco. Drugim moim zastępcą jest Ryszard Papis – dawniej zawodnik koszykówki na wózkach, a obecnie nasz czołowy klubowy reprezentant w tenisie stołowym. W końcu ja też zaczynałem przygodę ze sportem w wieku dwunastu lat i w tym samym klubie przeszedłem drogę od juniora młodszego do prezesa klubu. Po drodze były tytuły Mistrza Polski w LA, w koszykówce na wózkach i w żeglarstwie, a swoją aktywną działalność zawodniczą zakończyłem udziałem w Igrzyskach Paraolimpijskich. Nie znaczy jednak, że każdy zawodnik będzie w przyszłości dobrym trenerem lub działaczem sportowym. W przypadku sportu osób niepełnosprawnych, tego typu działalność to głównie pasja i misja, strona materialna występuje najczęściej w wymiarze czysto symbolicznym. To po prostu trzeba kochać i tym żyć.
Lekkoatletyka to stosunkowo młoda sekcja w Państwa klubie, która została reaktywowana po wielu latach przerwy. Czym podyktowane było wznowienie treningów w tym obszarze i jaką klub ma wizję dalszego rozwoju tej sekcji?
Przez bardzo długi czas lekkoatletyka należała do wiodących sekcji w naszym klubie. W swych szeregach mieliśmy wielu utalentowanych i utytułowanych mistrzów świata i Europy oraz medalistów paraolimpijskich. Byliśmy prawdziwą lekkoatletyczną potęgą na terenie Polski. Niestety, w przypadku bardzo utalentowanej i utytułowanej grupy zawodników, często występuje pewna prawidłowość – nie wyrastają przy nich nowe, obiecujące talenty. Po prostu młodzi zawodnicy, widząc jaka sportowa przepaść dzieli ich od swoich nieco starszych kolegów, nie podejmują trudu rywalizacji, która na początku z pewnością skazana jest na niepowodzenie. Dlatego młodzi już na starcie rezygnują z uprawiania tak silnie obsadzonej dyscypliny sportu. Później, z naturalnych powodów ta utytułowana i dojrzała wiekowo grupa zaczyna się kruszyć, aż w końcu przestaje istnieć. A następców brak. Podobna sytuacja dzieje się np. w grach zespołowych, stara drużyna powoli wykrusza się, a jednocześnie broni swoich pozycji, nie dopuszczając na swoje miejsce nowych następców. Ten problem występuje również nagminnie w sporcie pełnosprawnych. Pewna grupa kończy swoją aktywność zawodniczą i następuje kadrowa pustynia. To dość złożony psychologicznie i socjologicznie proces. Trzeba wtedy jakiś czas odczekać, poczekać na pojawienie się całkiem nowej, młodej grupy zawodników i zacząć wszystko od zera. Tak też było w naszym przypadku. Trzeba było kilkunastu lat przerwy, aby nagle pojawili się młodzi, chętni i z predyspozycjami fizycznymi zawodnicy, którzy postanowili spróbować swych sił w LA. Udało się, bardzo szybko w kategorii juniorów zdobyliśmy kilka tytułów mistrza Polski, obecnie niektórzy z naszych zawodników przeszli już w wiek seniorski i zaczynają swoją przygodę ze sportem w pełni profesjonalnym. Na razie mamy w swoim seniorskim dorobku jeden brązowy medal mistrzostw Europy, dwa powołania do kadry Polski i otwartą sprawę kwalifikacji naszej zawodniczki na igrzyska paraolimpijskie. Jak na trzy lata funkcjonowania reaktywowanej sekcji to chyba całkiem nieźle.
—–
Fot. archiwum KSN START Warszawa.