Męska reprezentacja Polski w piłce siatkowej na siedząco zajęła finalnie czwarte miejsce podczas mistrzostw Europy, które odbyły się w dniach 9-15 października we włoskiej miejscowości Caorle niedaleko Wenecji. To najwyższa pozycja naszych zawodników w historii tego sportu. Kobiety zajęły z kolei siódme miejsce i to jest podobnie największy sukces, jaki do tej pory osiągnęły.
Awans do najlepszej „czwórki” był cichym celem wyznaczonym przez Bożydara Abadżijewa, trenera głównego kadry narodowej mężczyzn.
– To był ambitny plan, ale realny – podkreśla po zakończeniu rywalizacji trener. – Brakuje nam do tych najlepszych, ale już niewiele.
W fazie grupowej porażką zakończył się tylko pierwszy mecz – z obrońcami tytułu, utytułowanymi siatkarzami Bośni i Hercegowiny 0:3 (20:25, 19:25, 10:25). W następnych spotkaniach górą byli nasi zawodnicy. Pokonali kolejno: Słowenię 3:1 (23:25, 25:14, 25:22, 25:12), Włochy 3:0 (25:18, 25:15, 25:14), Litwę 3:1 (25:18, 16:25, 25:14, 25:19) i Chorwację 3:2 (20:25, 26:24, 25:18, 19:25, 15:12). Ten ostatni mecz trener ocenia jako najlepszy w wykonaniu naszych zawodników.
– Celowaliśmy w ten mecz od początku, to był ostatni mecz grupowy, który rozstrzygał o pozycji, z której będziemy startować do ćwierćfinału – mówi Bożydar Abadżijew. – Nie łudziliśmy się. Gdyby nie poszło po naszej myśli, to byśmy trafili na Niemców i ciężko by było z nimi wygrać.
Po pokonaniu Chorwacji Polacy trafili w 1/4 finału na drużynę Łotwy. Wygrana 3:0 (25:19, 25:23, 25:19) oznaczała wejście do strefy medalowej, gdzie czekali właśnie Niemcy. Półfinałowy rezultat 0:3 (12:25, 14:25, 17:25) pokazał, dlaczego nasi zawodnicy nie chcieli na nich wpaść rundę wcześniej. Reprezentantom Polski pozostał mecz o brązowy medal z Ukrainą, ten jednak także zakończył się wynikiem 0:3 (17:25, 12:25, 16:25). Mistrzostwo Europy zdobyła ostatecznie Bośnia i Hercegowina po pięciosetowym boju z Niemcami.
Nasza męska reprezentacja w siatkówce na siedząco jest obecna na arenie międzynarodowej od 1997 roku. Dotychczas jedynie w 2005 roku. udało się jej zająć piątą pozycję na mistrzostwach Europy. Czwarte miejsce z Caorle jest więc najlepszym do tej pory wynikiem w historii występów. Można powiedzieć, że Polska weszła do czołówki tej dyscypliny. Także siatkarze są doceniani indywidualnie. Nasz doświadczony libero, Robert Wydera, został wyróżniony nagrodą dla najlepszego przyjmującego turnieju. Z kolei jeden z najmłodszych zawodników, bardzo perspektywiczny Tomasz Grell, był w czołówce klasyfikacji najlepiej blokujących. To wszystko jeszcze nie wystarczyło do zdobycia medalu.
– Jeszcze nie teraz. Jednak Ukraińcy, Niemcy i Bośniacy są o ten level wyżej – podsumowuje brak medalu trener Abadżijew. – Natomiast poszliśmy o trzy miejsca w górę w stosunku do poprzednich mistrzostw Europy i dzięki temu mamy możliwość startowania w kilku imprezach międzynarodowych, gdzie będziemy grać z najlepszymi. O to nam chodziło, bo tych gier z najlepszymi bardzo nam do tej pory brakowało, a na grę z nimi trzeba sobie zasłużyć. Zasłużyliśmy i mamy kolejną szansę, żeby zrobić krok do przodu.
Celem kolejnych kroków jest awans na igrzyska paralimpijskie w Los Angeles w 2028 roku. Znakomity wynik z mistrzostw Europy daje wiarę, że jest to możliwe.
Siatkarska kadra czeka
Rozwija się też kobieca reprezentacja Polski. Choć w pierwszym meczu grupowym nasze reprezentantki przegrały z Ukrainkami 0:3 (25:27, 16:25, 15:25), w kolejnych trzech miały do wykonania bardzo konkretny plan.
– Jak Słowenii seta się urwie, to będzie sensacja – mówił na początku mistrzostw Adam Malik, trener główny kadry narodowej kobiet. – Wszystko ustawiamy pod te dwa mecze: z Francją i Wielką Brytanią.
Sensacji nie było, Polki przegrały ze Słowenkami 0:3 (21:25, 20:25, 19:25), jednak dwa kolejne mecze grupowe wygrały zgodnie z planem, po 3:0 z Francją (25:23, 25:7, 25:11) oraz Wielką Brytanią (25:21, 27:25, 25:10), i awansowały do ćwierćfinału.
Tam czekały zbyt mocne Niemki i po meczu zakończonym wynikiem 0:3 (8:25, 10:25, 10:25) Polki rozpoczęły walkę o miejsca 5-8. Niewiele zabrakło, by zagrały o piąte miejsce. Nieznacznie przegrały jednak z Chorwatkami 2:3 (22:25, 24:26, 25:15, 25:16, 13:15).
– Pierwszymi meczami bardzo ładnie weszliśmy w turniej, natomiast później zabrakło szczęścia, bo mieliśmy tie-breaka, prowadziliśmy w nim dwoma punktami w końcówce i zabrakło dosłownie trzech punktów, żeby grać o miejsca 5-6 – mówi trener Malik. – Jak na nasze możliwości byłby to wynik sensacyjny.
Możliwości są zaś takie, jakie są. Do Włoch pojechało jedynie 10 zawodniczek, bo po prostu… tyle obecnie jest w Polsce siatkarek na siedząco. Na co dzień nie ma nawet możliwości zagrać podczas treningu w pełnych składach. Dlatego siódme ostatecznie miejsce – po ponownym zwycięstwie z Brytyjkami 3:0 (25:12, 25:7, 25:14) – jest wręcz wynikiem ponad stan.
– Pokazaliśmy może nie do końca samymi umiejętnościami, ale podejściem, charakterem, naprawdę nastawienie mentalne dziewczyn było na najwyższym poziomie, że pomimo różnych trudności i tak mogliśmy zagrać praktycznie o najlepszą piątkę w Europie, zabrakło nam trzech punktów – podkreśla trener Malik.
Zawodniczki nie wyjechały jednak z Włoch z pustymi rękami. Jako jedyna obok Bośni drużyna, Polska otrzymała certyfikat za tzw. zielone kartki, wręczane za przyznanie się podczas grania, że popełniło się błąd. Jest to rodzaj zespołowej nagrody fair play.
Na razie jest więc taka nagroda, a żeby przyszły medale, potrzeba poszerzenia składu i rywalizacji w kraju. Dlatego trener i cały sztab szkoleniowy, w tym Milena Rosner, mistrzyni Europy z 2005 roku, olimpijka z Pekinu i była kapitan reprezentacji Polski, szukają nowych zawodniczek. Czekają treningi, zgrupowania, turnieje międzynarodowe, a w niedalekiej przyszłości… być może także wyjazd na igrzyska?
Informacja prasowa
Zdjęcia: Paravolley Europe