Iweta Faraon otarła się o medal w biatlonowym sprincie na 6 km, ale mimo bezbłędnego strzelania zajęła ostatecznie 5. miejsce. – Żal, wkurzenie, złość, ale taka sportowa. Zaskoczyły mnie Chinki, które pojawiły się znikąd i u siebie pokazały formę życia. Ale za chwilę ta złość przerodzi się w motywację przed kolejnymi startami – mówiła za metą.
Wszystkie strzały bez pudła długo dawały Faron drugie miejsce za niesamowitą 17-letnią Chinką Guo Yujie, która reprezentuje region Hebei gdzie rozgrywane są igrzyska. Potem wyprzedziła ją kolejna Chinka pochodząca z Zhangjiakou, Zhao Zhiqing. Na koniec niesamowitego finiszu dokonały dwie Ukrainki, Liudmyła Liaszenko, która ostatecznie przebiła się na drugie miejsce, i Julia Batekowa-Bauman.
Iweta rozpłakała się za metą, ale szybko się otrząsnęła. – Masę rzeczy mogłam zrobić lepiej. Strzelanie mimo że celne, dalekie było od perfekcji. Nie wpadłam w swój rytm, że kładę się, pif, pif, pif i uciekam, za długo przyzwyczajałam się do tętna. Bieg też mógł być lepszy, zabrakło mi sił na ostatnim kole. Chciałam dołożyć, ale już nie miałam z czego – opowiadała.
Do tego Polka popełniła parę błędów technicznych. Na ostatnim podbiegu spięła się z zawodniczką USA, Dani Aravich. Iweta stanęła w miejscu, Amerykanka przewróciła. – Straciłyśmy kilkanaście sekund, bo to było na szybkości. Przeprosiłyśmy się za metą, bo bardzo się lubimy. Słowem choć wiele osób chwali mnie za ten bieg, ja wiem, że jest sporo do poprawy przed kolejnymi startami.
Jej kolejny start to biatlonowy bieg na 10 km, w którym czuje się pewnie. Jeśli będzie tak dobrze strzelać jak w sobotę, powinna powalczyć o podium. A skąd tak dobre strzały?
– A sama nie wiem i trochę jestem w szoku, że tak dobrze poszło, bo sporo dokuczał wiatr. Lata treningów. Po prostu czuję się pewnie na strzelnicy, nie stresuję. Chcę jak najszybciej załatwić sprawę i lecieć dalej.
Dodaje, że najbardziej obawiała się Chinek, Ukrainek i Kanadyjek. Tych pierwszych jak się okazało, słusznie. – Ale przynajmniej udowodniłam sama sobie, że mogę z nimi powalczyć. Zwykle się rozkręcam ze startu na start, to dzisiejsze miejsce tuż za podium doda mi tylko motywacji – mówi.
I reszcie ekipy też. Witold Skupień, który dopingował Iwetę na ostatnich metrach, chwalił ją za świetny występ. – Ale mi dodałaś poweru! Ja tu ich wszystkich rozdupcę! – krzyczał.
– My z Witkiem najmocniej się wspieramy. Jesteśmy starymi wyjadaczami, mimo że ja wciąż jestem najmłodsza w ekipie, na kolejnych już igrzyskach. Cieszę się, że dałam mu kopa. A jeszcze silniejszego będę dawać podczas jego startu. Będę się drzeć na trasie, a on tradycyjnie potem będzie „narzekał, że coś małego, wściekłego piszczało mu nad uszami – mówi Iweta.
I dodaje, że świetne relacje ma nie tylko ze Skupniem, ale w całym teamie biegowym panuje doskonała atmosfera. – Z trenerem Wiesławem Cempą i jego asystentką, Eweliną Marcisz rozumiemy się świetnie, choć ona chyba przeżywa nasze starty bardziej niż my, czy swoje własne w czasie kariery. Doszedł Adam Cieślar, nasz serwismen, z którym świetnie się współpracuje, a do tego stał się naszym kolegą i przyjacielem. Brakuje tylko Krzysia Plewy, który jeszcze nie doleciał z powodu pozytywnego wyniku na korona wirusa. Ale już leci. On najlepiej umie rozładować napięcie i poprawić humor. Gdy tylko mam gorszy dzień, rzuca „ej ciotkaaaa!” i od razu się śmiejemy. Obyśmy mieli powody do radości na koniec igrzysk – mówi.
Iweta Faron opowiadała o starcie na igrzyskach w cieniu rosyjskiej agresji na Ukrainę. – Dotąd z ukraińskimi biegaczkami nie przepadałyśmy za sobą, ale tu za metą przytuliłyśmy się serdecznie. Trener zapytał moją rywalkę, jak tam w domu, jak bliscy, czy wszystko w porządku? A dziewczyna odpowiedziała, że ona już nie ma domu. Nie mogłam powstrzymać łez…
– Ja na miejscu Ukraińców nie byłabym w stanie startować. Podziwiam ich. Widać że wszyscy chodzą z zapuchniętymi oczami, czerwonymi od łez. Mówią, że ich rodacy, ich bliscy walczą w ojczyźnie, a oni tutaj. O pokój dla Ukrainy.
Dodaje, że otrzymała wiele podziękować za wsparcie ze strony Polaków. – Dziękują nam, że wsparliśmy ich przy naciskach ws wykluczenia Rosji z igrzysk. Dla nas to było oczywiste. Wcześniej na treningach na strzelnicy czułam się roztrzęsiona widząc zasępionych Ukraińców, zmarnowanych pięciodniową podróżą obok uśmiechniętych Rosjan.
*****
Paulina Malinowska-Kowalczyk i Michał Pol, Zhangjiakou
————
Fot. Bartłomiej Zborowski/Polski Komitet Paraolimpijski