Choć Julia Chmielewska ma dopiero piętnaście lat, to zgromadzonymi na swoim koncie sportowymi trofeami obdzielić mogłaby co najmniej kilka osób. Podczas ubiegłorocznych igrzysk Głuchych, których gospodarzem był turecki Samsun, aż trzykrotnie było jej dane stawać na najniższym stopniu podium. Jej ulubiony styl pływacki? Żabka, która – za co mocno będziemy trzymać kciuki – już wkrótce może pokryć się złotem.
[responsivevoice_button voice=”Polish Female” buttontext=”Dla osób niedowidzących: Czytaj ten artykuł”]
Paulina Królak: Twoja pierwsza reakcja, kiedy dowiedziałaś się, że zdobyłaś kwalifikację na igrzyska w Samsunie?
Julia Chmielewska: Uzyskanie kwalifikacji nie było dla mnie aż tak dużym zaskoczeniem. Podczas majowych Mistrzostw Polski Seniorów i Młodzieżowców, w których brała udział cała nasza kadra narodowa Polskiego Związku Sportu Niesłyszących, udało mi się uzyskać najbardziej wartościowy wynik na dystansie 200 metrów stylem klasycznym (2:42,98 min) dający mi pewne miejsce w finale olimpijskim.
P.K.: Podczas tych igrzysk sięgnęłaś po trzy brązowe krążki. Wszystkie trzy zdobyte zostały przez Ciebie w stylu klasycznym (50, 100 i 200 metrów). Co te krążki dla Ciebie znaczą?
J.Ch.: Te krążki są dla mnie ogromnym wyróżnieniem, a także zwieńczeniem ciężkiej pracy, jaką wykonaliśmy z trenerem przez ostatnie trzy lata. Cieszę się niezmiernie, że to właśnie mnie udało się wywalczyć pierwszy po 52 latach przerwy medal olimpijski w pływaniu niesłyszących kobiet. Ostatnią z Polek mogliśmy oglądać podium igrzysk w 1965 roku w Waszyngtonie, a była nią Józefa Czerwińska, która – podobnie jak ja – pływała stylem klasycznym.
P.K.: Czy czasy, jakie uzyskałaś w Turcji w 100 procentach Cię satysfakcjonują? A może zdarza Ci się osiągać na treningach jeszcze lepsze wyniki?
J.Ch.: Na treningach nie da się pływać na takim poziomie jak na zawodach, do których jestem stopniowo przygotowywana. Co do igrzysk, to jestem zadowolona z uzyskanych wyników tym bardziej, że w Samsunie startowałam z aż dwiema kontuzjami. Bezpośrednio przed wyścigiem na 100 metrów stylem klasycznym dopadła mnie jeszcze angina i przez to zmuszona byłam startować na antybiotyku.
P.K.: Kto nakłonił Cię do pływania? Ile wtedy miałaś lat i jak wspominasz swoje początki z wodą?
J.Ch.: W drugiej klasie szkoły podstawowej zdiagnozowano u mnie skoliozę. Lekarz-ortopeda zalecił rodzicom, aby w ramach rehabilitacji zaprowadzili mnie na zajęcia sztuki walki lub basen. Sama wybrałam pływanie bez zastanowienia, ponieważ od zawsze kochałam wodę. Na zajęcia pływackie od początku uszczęszczałam z ogromną przyjemnością. Duża w tym zasługa mojego pierwszego trenera, Stanisława Zawarskiego, który wykazywał się ogromną cierpliwością, kiedy uczył mnie pływać poszczególnymi stylami.
P.K.: Jak wygląda Twój typowy dzień treningowy?
J.Ch.: Na nogach jestem codziennie o 4:50 rano, bo pierwszy trening w wodzie muszę odbyć już o godzinie 6:00. Na basenie przebywam półtorej godziny, po czym w pośpiechu biegnę do szkoły. W tygodniu czekają mnie w szkole dwa treningi siłowe. Po skończonych zajęciach na 16:00 pędzę na kolejny trening. Popołudniowa jednostka treningowa trwa dwie godziny, w wyniku czego w domu jestem dopiero przed 19:00.
P.K.: Liczyłaś kiedyś, ile kilometrów przepłynęłaś już w basenie?
J.Ch.: Nie prowadzę aż tak szczegółowych statystyk. Wiem natomiast, że od początku obecnego sezonu pływackiego, który przez leczoną kontuzję zmuszona byłam rozpocząć pod koniec października, przepłynęłam już około 380 kilometrów.
P.K.: Jak zareagowała Twoja rodzina na informację, że chcesz wyczynowo zająć się pływaniem? Wspierała Cię czy raczej starała się odwieść do tego pomysłu?
J.Ch.: Moi najbliżsi od zawsze wspierają mnie w tym co robię. Gdy byłam młodsza, to na treningach ktoś z nich (mama, tata czy dziadek) zawsze starał się być blisko mnie i oglądać moje poczynania w wodzie. W momencie, kiedy pływanie przestało być rehabilitacją, a zmieniło się w sport wyczynowy, wszyscy byli szczęśliwi, że tak się stało.
P.K.: Jak udaje Ci się godzić treningi i wyjazdy na zawody z chodzeniem do szkoły? Jaką jesteś uczennicą?
J.Ch.: Chodzę do szkoły sportowej, więc nauczyciele idą mi na rękę i dają mi więcej czasu na uzupełnienie zaległości. Staram się dobrze uczyć. Myślę, że średnia ocen 4,40 w ostatniej klasie gimnazjum przy tak intensywnym trybie życia jest bardzo dobrym wynikiem.
P.K.: Jest taki przedmiot szkolny, którego nauka sprawia Ci największą przyjemność?
J.Ch.: Nie mam ulubionego przedmiotu. Wynika to głównie z faktu, że nie dyspunuję wystarczająco dużą ilością czasu, by którymkolwiek z nich zainteresować się dogłębnie.
P.K.: 15 lat to wiek, w którym wielu Twoich rówieśników zastanawia się, kim zostanie w przyszłości. Masz już może skrystalizowany w głowie pomysł na siebie?
J.Ch.: Bardzo chciałabym dostać się na studia na AWF, a swoją zawodową pracę w przyszłości związać ze sportem. Pewna jestem również tego, że chciałabym trenować pływanie wyczynowo do 30. roku życia, o ile tylko zdrowie mi dopisze.
P.K.: W jaki sposób radzisz sobie z przedstartową presją? Masz taki rytuał, który pomaga Ci oswoić się ze stresem?
J.Ch.: Nie mam takiego rytuału. Nie jest mi on specjalnie potrzebny, ponieważ w momencie, kiedy czekam na swój wyścig, nie mam założonych aparatów słuchowych. Otaczająca mnie cisza pozwala mi zatem maksymalnie skupić się na starcie. Staram się jednak wtedy unikać wszelkich kontaktów wzrokowych z innymi osobami znajdującymi się na płycie basenowej.
P.K.: Urodziłaś się z głębokim niedosłuchem. Jak wygląda podczas treningów Twoja komunikacja z trenerem?
J.Ch.: Z moim klubowym trenerem, Michałem Rudnikiem komunikuję się poprzez odczytywanie słów z ruchu jego ust. Z kolei podczas obozów kadry narodowej trenerzy posługują się znakami języka migowego.
P.K.: Czy z racji tego, że nie słyszysz tak dobrze, jak Twoi rówieśnicy, czujesz się w porównaniu z nimi gorsza?
J.Ch.: Zdarzają się takie sytuacje. Ma to miejsce zazwyczaj, gdy nie rozumiem, na jakie tematy rozmawiają moi koledzy i koleżanki ze szkoły. Zdarza się też, że nie podczas lekcji nie rozumiem niektórych nauczycieli, przez co zmuszona jestem nadrabiać sama wszystkie brak w domu.
P.K.: Z jakimi problemami wynikającymi z niedosłuchu borykasz się w życiu codziennym?
J.Ch.: Duży niedosłuch bardzo ogranicza mi dostęp do mediów publicznych. Lubię oglądać w TV programy rozrywkowe typu „The Voice of Poland”. Ubolewam nad faktem, że produkcja ta nie posiada napisów dla osób z dysfunkcjami narządu słuchu. Przez to nie rozumiem, o czym mówią jurorzy oraz uczestnicy. Ten sam problem pojawia się podczas oglądania filmów. Nie każdego też jestem w stanie zrozumiem podczas zwykłej rozmowy przez telefon.
P.K.: Za nami rok 2017. Jak byś go podsumowała i czego oczekujesz od siebie w 2018 roku?
J.Ch.: Ubiegły rok był dla mnie bardzo udany, głównie z racji tego, że udało mi się spełnić jedno z największych marzeń – stanąć na podium letnich igrzysk Głuchych. I to trzykrotnie! W lipcu tego roku czekają mnie pływackie mistrzostwa Europy, których gospodarzem będzie Lublin. Mam już pewne plany co do tej imprezy i zrobię, co w mojej mocy, by go zrealizować. Póki co nie będę jednak zdradzać szczegółów, aby nie zapeszyć 🙂
P.K.: Jak spędzasz wolny czas? Masz hobby/pasję, które pozwalają Ci oderwać się na chwilę od sportowej codzienności?
J.Ch.: Przede wszystkim tego czasu mam bardzo, bardzo mało. W wolnych chwilach zajmuję się tym, za czym przepada większość dziewczyn, a mianowicie makijażem, charakteryzacją oraz malowaniem paznokci. Pasjonują mnie też podróże. Uwielbiam zwiedzać i z mapą w ręku planować wyjazdy w różne zakątki świata.
***
Kilka miesięcy temu mieliśmy okazję zamienić kilka słów z judoczką Natalią Brzykcy, oraz pływakami Arturem Pióro i Konradem Powroźnikiem, również będących medalistami ubiegłorocznych igrzysk Głuchych w Samsunie. Poniżej linki do wcześniejszych rozmów.
Natalia Brzykcy: Kiedyś bałam się całego świata, dziś cały świat boi się mnie!
Artur Pióro: Smak zwycięstwa w świecie pozbawionym dźwięków.
Konrad Powroźnik: Pływanie wyrabia charakter.
————
Fot.: Prywatne archiwum Julii.