Fot. Robert Szaj/Polska Fundacja Paraolimpijska

Maciej Lepiato skoczył po paraolimpijski brąz

Maciej Lepiato z trzecim w karierze medalem igrzysk paraolimpijskich. W dzisiejszym finale skoku wzwyż nasz reprezentant zatrzymał się na wysokości 204 cm i wygrał brązowy krążek.

Nikt nie skacze wzwyż tak pięknie jak on. Jest kolekcjonerem nie tylko złotych medali, ale również rekordów świata. To właśnie do Macieja Lepiato należy najlepszy w historii wynik w kategorii T44 – 2,19 m, który ustanowił podczas pamiętnych igrzysk w Rio de Janeiro. Choć trzeba wspomnieć, że osiem lat temu rywalizując z pełnosprawnymi zawodnikami, z powodzeniem rozprawił się z zawieszoną trzy centymetry poprzeczką.

Lepiato na międzynarodowej arenie rozdaje karty już od dekady. Choć na swoich plecach coraz wyraźniej czuje oddech rywali, a w szczególności Brytyjczyka Jonathana Brooma-Edwardsa (rekord życiowy 2,15 m), który ma z polskim skoczkiem do wyrównania rachunki za kilka ostatnich niepowodzeń, to wciąż skutecznie udaje mu się odpierać te ataki. Dziś jest dwukrotnym mistrzem paraolimpijskim oraz czterokrotnym mistrzem świata.

Przypadek zadecydował o tym, że trafił do sportu. Maciej Lepiato swoją przygodę z lekkoatletyką rozpoczął stosunkowo późno, bo dopiero w drugiej klasie szkoły średniej. Podczas jednej z lekcji wychowania fizycznego intensywnie ćwiczył wsady do kosza. Z boku jego poczynaniom bacznie przyglądał się nauczyciel, którego tak zachwyciła jego skoczność, że od razu skierował go na treningi lekkoatletyczne.

Maciej w sporcie był talentem o niezwykłych możliwościach. Będąc dzieckiem, uwielbiał z kolegami ganiać za piłką i w zasadzie tylko do tego ograniczała się jego aktywność. Urodził się z końsko-szpotawą lewą stopą, co oznacza, że lewa noga jest krótsza od prawej o kilka centymetrów, a dodatkowo ma praktycznie nieruchomy staw skokowy i znaczny ubytek mięśniowy w podudziu. To już w zasadzie wykluczało go z możliwości profesjonalnego uprawiania sportu. Lepiato marzył, aby zostać stomatologiem, a tymczasem życie napisało dla niego zupełnie inny scenariusz i został przyjęty na studia na Akademii Wychowania Fizycznego.

W 2005 roku wystartował w swoich pierwszych zawodach. Na początku był jednym z ostatnich w stawce. Był bardzo zdeterminowany i ta cecha pomogła mu wytrwać w nowej pasji i przezwyciężyć trudności. W sporcie kieruje się zasadą: jeśli chcesz być najlepszy na świecie, to konkuruj z najlepszymi. Wzoruje się na Arturze Partyce, legendarnym polskim skoczku wzwyż, który z igrzysk olimpijskich przywiózł przed laty srebrny i brązowy kruszec. Maciej szybko robi postępy. Pracuje nad techniką i rozbiegiem, starannie dba o każdy szczegół, co owocuje tym, że jego wyniki mocno idą do przodu.

Zobacz:  ME w lekkoatletyce: Biało-czerwoni mają już 46 medali!

W 2006 roku szykuje się do swoich pierwszych międzynarodowych zawodów, mistrzostw świata juniorów w Dublinie. Ma ogromny apetyt na złoto. Komisja klasyfikująca orzeka, że jest zbyt sprawny, aby rywalizować z niepełnosprawnymi lekkoatletami. Nie dopuszczają go do sportowego współzawodnictwa. Dopiero po czterech latach, zaopatrzony w plik dokumentów medycznych, otrzymuje grupę. Na naszych oczach rodzi się legenda.

W 2011 roku w Christchurch w Nowej Zelandii po raz pierwszy w karierze zostaje mistrzem świata. Sztuki tej dokonuje przez cztery imprezy z rzędu. Zdobywa kwalifikację na igrzyska paraolimpijskie w Londynie, gdzie zasiadającej na trybunach olimpijskiego stadionu 80-tysięcznej widowni funduje niezapomniany spektakl. Lepiato bezbłędnie przeskakuje kolejne wysokości, wynik 2,08 m daje mu złoto. Maciej pragnie więcej i ku wielkiej radości szalejącej publiczności poprzeczka wędruje na 2,12 m. W pierwszej próbie niestety spada ze stojaków na ziemię. Ale to nic, przed Maciejem jeszcze dwie szanse na poprawę rekordu świata. Na jego twarzy maluje się skupienie. Bierze rozbieg, wybija się w górę, frunie nad poprzeczką, która nawet drgnąć nie śmie. Próba zwieńczona sukcesem, którą kibice nagradzają burzą oklasków.

Cztery lata później w Rio de Janeiro Lepiato broni mistrzowskiego tytułu. Rekord świata, który dokłada do kompletu – 2,19 m, do dziś pozostaje niepobity. Gdy z Polaka schodzi napięcie, decyduje się atakować wysokość 2,30 m. Niewiele brakuje, aby próba zakończyła się powodzeniem. Swoją sportową przyszłość zaplanował dwa kroki wprzód. Marzy mu się start w igrzyskach olimpijskich. I z pewnością zdołałby się na nie zakwalifikować, gdyby w czerwcu 2019 roku nie doznał przewlekłej kontuzji, która praktycznie na dwa lata wyeliminowała go z treningów.

Kumulacja nieszczęść – opowiada Maciej Lepiato. – Raz: zerwany Achilles w odbijającej nodze, dwa: zerwany Achilles w jedynej zdrowej nodze. Pojechałem na pierwszą operację, która zakończyła się połowicznym sukcesem. Achilles został dobrze zszyty, ale doszło do zakażenia. Przez trzy miesiące w prywatnej klinice walczyłem z zakażeniem. Potem konieczna była druga operacja. Byłem przygotowywany na najgorszą opcję, że do sportu już po prostu nie wrócę.

Na wiosnę tego roku pełen obaw i wewnętrznych rozterek powraca na skocznię. Na mistrzostwach Europy w Bydgoszczy zdobywa złoto, skacząc zachowawczo 2,08 m. Na paraigrzyskach w Tokio celował w trzecie z rzędu paraolimpijskie mistrzostwo. Warunki pogodowe dziś, delikatnie mówiąc, nie były sprzyjające. Przeraźliwe zimno i padający deszcz. O skakaniu na poziomie rekordu świata w takich okolicznościach nie było mowy.

Zobacz:  PŚ Szabla Kilińskiego: Adrian Castro triumfuje w szabli!

Lepiato konkurs rozpoczął od zaliczonych na czysto w pierwszych próbach 188 i 197 cm. Następnie za drugim podejściem skoczył 201 cm, a w kolejnej ponownie był bezbłędny na wysokości 204 cm. Problemy pojawiły się, gdy poprzeczka powędrowała trzy centymetry wyżej. Jak się później okazało – dziś była to dla niego granica nie do przeskoczenia. Poprzeczka trzykrotnie spadła na ziemię, a to z kolei oznaczało dla naszego reprezentanta brązowy krążek. Mistrzem paraolimpijskim z wynikiem 210 cm został Brytyjczyk Jonathan Broom-Edwards. Srebro ostatecznie zdobył Hindus Praveen Kumar, który zatrzymał się na wysokości 207 cm.

– Zaraz po konkursie towarzyszyło mi mnóstwo skrajnie negatywnych emocji. Chciałem tego uniknąć, ale niestety się troszeczkę rozkleiłem. Teraz, stojąc tutaj, mam szkliste oczy, ale są to łzy szczęścia, bo patrząc na to, jaką drogę przeszedłem, aby się tu znaleźć, dokonałem rzeczy niemożliwej. Nigdy dla sportu nie poświęciłem tak wiele. Zmieniłem wszystko. Gdy tylko dowiedzieliśmy się, że mój start planowany jest na godziny poranne, przestawiliśmy cały tryb dnia. Choć wynik tego nie odzwierciedla, to nadal uważam, że jestem w życiowej formie. Mamy trzy lata do igrzysk w Paryżu. Dawno nie miałem takiej motywacji do treningu i bycia jeszcze lepszym.

Zapytany o to, komu dedykuje wygrany dziś medal, odpowiada:

– Medal ten dedykuję rodzinie, mojej żonie i synowi. Wszystko co robię, zawsze robię z myślą o nich. Jest jeszcze jedna osoba, która w moim sercu zajmuje wyjątkowe miejsce. Ten medal jest dla śp. Jurka Jankowskiego, prezesa naszego klubu Start Gorzów Wielkopolski. Nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie pan Jurek. To on mnie wciągnął w ten sport i służył pomocą, gdy najbardziej tego potrzebowałem. Traktowałem go jak drugiego ojca. Panie Jurku, mamy to!

————

Paulina Królak/Polska Fundacja Paraolimpijska
Fot. Robert Szaj/Polska Fundacja Paraolimpijska

Copyright PARASPORTOWCY.PL 2017

error: Nasze materiały chronione są prawem autorskim! Kopiowanie ich i rozpowszechnianie bez zgody autora zabronione! - paraSPORTOWCY.PL