Mateusz Damięcki to aktor z powołania, którego przedstawiać nie trzeba. Mogliśmy go podziwiać w najbardziej znanych produkcjach kinowych takich jak m.in.: „Przedwiośnie”, „Kochaj i tańcz”, „Nie kłam kochanie” i wielu innych. Znany jest również z seriali „Na dobre i na złe”, „Chichot losu” oraz cieszącej się ogromną popularnością produkcji „W rytmie serca”. Mimo funkcjonowania w niełatwym świecie show biznesu nie zapomina o tym co najważniejsze, czyli widzeniu w drugim człowieku człowieka, nie obiektu do szufladkowania. W tym kontekście zgodził się porozmawiać z nami nie tylko o zmianach jakie są potrzebne w spojrzeniu na świat parasportu, ale również o ograniczeniach w myśleniu, które oddalają nas jako ludzi od tego kim powinniśmy dla być dla siebie nawzajem.
Pamela Kozioł: Panie Mateuszu, zdarzyło mi się usłyszeć z ust parasportowców słowa, że zbyt często przedstawia się ich w mediach jako superbohaterów, a zbyt mało jak sportowców. Jakie jest Pana zdanie na ten temat?
Mateusz Damięcki: Mam wrażenie, że można wyróżnić dwie grupy ludzi. Jedni w ogóle nie zwracają uwagi na potrzeby osób z niepełnosprawnością i takie osoby najtrudniej przekonać do zmiany postawy. Inni, którzy w jakikolwiek sposób reagują na kwestię niepełnosprawności, odczuwają automatycznie litość, co po części można wytłumaczyć empatią. Faktem pozostaje jednak to, że często pierwsza myśl jaka włącza się na widok kogoś dotkniętego niepełnosprawnością, to świadomość, że ta osoba może o wiele mniej niż ja. Zapominamy, że takie osoby tworzą swój świat i potrafią dokonać o wiele więcej niż my, przede wszystkim dzięki swojej osobowości.
Dodam tutaj przykład, który przyszedł mi na myśl przy Pana słowach. Mianowicie jakiś czas temu niewidome bohaterki reportażu opowiadały o niezwykłym doświadczeniu poznawania świata niesłyszących za pomocą komunikacji elektronicznej. To piękne, że jeżeli chcemy, jesteśmy w stanie łamać nawet najbardziej nieprawdopodobne bariery.
To jest fantastyczne. Przychodzi mi tutaj na myśl przykład mojego przyjaciela, który jeździ na wózku inwalidzkim. Początkowo cała ta sytuacja była dla nas szokiem, ale teraz, po kilkunastu latach już nim nie jest. Maciek porusza się w przestrzeni całkowicie swobodnie, uprawia też sport. Problemy związane z przyzwyczajeniem do nowej rzeczywistości zastąpiła rutyna dnia codziennego. Trzeba zaznaczyć, że w fazie dostosowania się do nowych warunków nie miał on problemu sam ze sobą, ale z osobami, które w jakiś sposób muszą się wobec niego ustosunkować. Z drugiej strony przychodzi mi do głowy pewne wspomnienie z dzieciństwa. Pamiętam jak bardzo fascynowały mnie wszelkiego rodzaju zaobserwowane niezwykłości. Pewnego razu zauważyłem człowieka, który nie miał ręki. Intensywnie patrzyłem się na niego, ponieważ było to w moich oczach coś wyjątkowego. Doceniam, że osoba ta wykazała się dystansem, pogodą ducha i kulturą – pogodzona z tym wszystkim pomachała mi drugą ręką i stworzyła dla mnie przestrzeń do asymilacji. Dzieci mają to do siebie, że przyglądają się innym z czystej ciekawości, nie ze złośliwości. Zresztą zjawisko to nie musi się ograniczać tylko do grupy najmłodszych. Z racji tego, że wykonuję zawód publiczny, jestem narażony na to, że ludzie będą wobec mnie niedyskretni, będą wskazywać na mnie palcem. Podobna świadomość powinna również przyświecać osobom z niepełnosprawnością.
Może więc warto zachęcać osoby z niepełnosprawnością, które mogą odczuwać pewne obawy do tego żeby nabrały dystansu, zrozumiały, że w przypadku niektórych osób pewne reakcję są rezultatem ciekawości, nie ataku?
Absolutnie się z tym zgadzam. Mam znajomą, która jest osobą niesłyszącą i nasza komunikacja generuje czasem bardzo zabawne sytuacje, z których z dystansem oboje potrafimy się śmiać. W trakcie naszych spotkań owa znajoma często jest przekonana, że wszystko, co mówi jest dla mnie zrozumiałe. A tak naprawdę muszę spędzić wiele czasu, żeby zrozumieć, co chce mi przekazać. Niemniej wielkie brawo dla niej, za ogromną pracę, którą wkłada, aby niwelować bariery między jej niepełnosprawnością a osobami pełnosprawnymi. Jako ciekawostkę przytoczę fakt, że nie używa ona języka migowego, czyta z ust, ale dodatkowo zna też język angielski. Dla wielu takie historie wydają się abstrakcją. Do tej pory pamiętam jedną z najśmieszniejszych sytuacji związanych z naszą wzajemną komunikacją. Kiedyś spontanicznie do niej zadzwoniłem, a ona rozbawiona napisała do mnie po chwili „Jednak napisz wiesz, jednak napisz”.
Dodam, że moim zdaniem to niezwykle przydatna forma terapii w sytuacjach komunikacyjnych pomiędzy pełnosprawnymi a osobami z niepełnosprawnością, które mogą wywołać dyskomfort. Warto zamienić go niekiedy w żart, co pomaga spojrzeć na sytuację z innej, mniej emocjonalnej perspektywy, zgodzi się Pan ze mną?
To jest bardzo cenna postawa, ale istotne jest, aby to było obopólne, aby obie strony umiały się z takich sytuacji śmiać. Nadal mam w głowie pewną opowieść zasłyszaną w podstawówce, która dowodzi jak ważna jest odpowiednia edukacja. Moja ówczesna nauczycielka języka polskiego miała koleżankę ze studiów, z którą połączyła ją niezwykła historia. Poznała ją gdy szły korytarzem naprzeciwko siebie, a pewien człowiek mijając jej przyjaciółkę skierował ku niej następujące słowa: „Co Ty ślepa jesteś?”. Kobieta zareagowała wówczas spontanicznym śmiechem. Okazało się, że faktycznie jest niewidoma. Z tego co pamiętam był to dla niej największy komplement. Ta historia siedzi mi w głowie już od ponad 20 lat i gdybym mógł w dzieciństwie słyszeć o większej ilości takich wydarzeń byłoby mi o wiele łatwiej zrozumieć jak wygląda świat osób niewidomych.
Zgodzi się Pan ze mną co do idei, że świat mediów i sztuki powinien jeszcze bardziej promować patrzenie przede wszystkim na osobowość człowieka, a nie na różnice w stosunku do większości? Mam wrażenie, że nauczenie się takiej postawy wciąż pozostaje dla wielu trudnym wyzwaniem.
Zgadzam się. Mam siostrę cioteczną, która chodziła w dzieciństwie do szkoły integracyjnej. Ciekawiło mnie, czy faktycznie uczęszczają do niej osoby niepełnosprawne. Zapytałem o to moją kuzynkę, a ona odpowiedziała mi, że nie. Byłem jednak uparty i postanowiłem drążyć temat. Udzieliła mi wtedy dodatkowych wyjaśnień. Okazało się, że na zajęciach spotyka dziewczynkę na wózku inwalidzkim i w ramach poznania innej perspektywy, gdy ta koleżanka siedzi w ławce pełnosprawne dzieci próbują uczyć się operowania wózkiem. Usłyszałem, że jest także chłopiec, który nie słyszy oraz chłopiec, który uderza głową w ścianę. Wówczas skomentowałem, że wprowadziła mnie wcześniej w błąd mówiąc, że w jej klasie nie ma osób niepełnosprawnych. Ona wypowiedziała wtedy zdanie, które do głębi mnie poruszyło i było następujące: „Bo to prawda…te osoby nie są niepełnosprawne”. To były dla mnie bardzo przejmujące słowa z ogromnie wartościowym przesłaniem. Wskazywały na to, że przy odmiennym podejściu i stworzeniu odpowiednich warunków dookoła nie będziemy mieli z tym żadnego problemu, mam tu na myśli zarówno osoby pełnosprawne jak i niepełnosprawne. Będzie to możliwe, jeśli będziemy już od dziecka uczyć ludzi odpowiedniego podejścia. Znów powrócę do przykładu rodziny mojego przyjaciela Maćka. Dla jego pociech świat taty na wózku inwalidzkim jest światem codzienności, czymś naturalnym.
Czy może Pan przybliżyć jaki sport jest pasją Pana Macieja i jak rozwijała się jego przygoda sportowa?
Maciek podejmował się uprawiania wielu dyscyplin sportowych. W tej chwili jest w sekcji curlingowej i od lat pozostaje wierny tej dyscyplinie. Regularnie uczestniczy w międzynarodowych zawodach nie tylko na terenie Polski, ale też na przykład w Pradze. Kiedy już jesteśmy przy temacie parasportu, przychodzi mi na myśl jedna z sytuacji, w której miałem okazję znaleźć się dzięki przyjaźni z Maćkiem. Znając mój sentyment do pływania, pewnego razu zabrał mnie na zawody pływackie osób niepełnosprawnych, w tym niewidomych. Muszę przyznać, że to co ujrzałem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Chłopcy, którzy startowali w konkretnej grupie wiekowej osiągali lepsze wyniki niż ja kiedy byłem ich równolatkiem, a zaznaczę, że pływałem kiedyś wyczynowo. Szczególną uwagę przyciągnęły jednak liczne kontuzje widoczne na twarzy i dłoniach zawodników. W związku z tym zapytałem Maćka, czemu pływacy mają takie sińce na czołach, czemu mają połamane palce. Dowiedziałem się wtedy, że o ile na zawodach każdy z nich ma przyporządkowanego trenera, który daje mu znać dotknięciem piłeczki tenisowej zamocowanej na końcu długiego kija, że należy w tym momencie wykonać nawrót, o tyle w trakcie treningów trener jest tylko jeden i nie jest w stanie udzielić wszystkim takiego wsparcia. Na skutek tego zawodnicy są obciążeni ciągłym ryzykiem uderzeń. Poczułem wtedy ogromny podziw dla ich determinacji i hartu ducha. Przy okazji dodam, że gdy usłyszeli naszą rozmowę zareagowali na to entuzjastycznym śmiechem. Całe to zajście zmotywowało mnie do małego eksperymentu na samym sobie. Zamknąłem oczy i próbowałem przepłynąć w tym stanie 20 metrów. Ogarnął mnie strach i paraliż.
Przy opisie powyższej sytuacji nasunęła mi się refleksja o tym, jak często blokuje nas strach. Dodatkowo to co pokazali opisani przez Pana sportowcy daje jeszcze jedną życiową naukę. Niektóre cele są warte przetrzymania bólu, wiary, że cierpienie przeminie i kiedyś w końcu przyjdzie ten moment, że zamiast siniaka natrafimy na nagrodę za minione porażki. Dlaczego zatem tak łatwo w porównaniu do opisanych przez Pana chłopców się poddajemy?
To prawda, osoby, które idą do przodu mimo przeszkód i bólu są dla mnie jak gladiatorzy. Teraz zresztą można zauważyć coraz większą otwartość ludzi z niepełnosprawnością na pokazywanie swoich umiejętności sportowych i nie tylko. Jakiś czas temu przykuł moją uwagę film o rugbistach na wózkach inwalidzkich „Murder Ball”. Można było dostrzec, że poziom inteligentnego poczucia humoru, a nawet pewnej złośliwości nie różni się pomiędzy osobami pełnosprawnymi a niepełnosprawnymi. Przytoczę tutaj konkretną scenę. Otóż koledzy postanowili zrobić sobie żart z pani odpowiedzialnej za zachowanie czystości w hotelu. Schowali do pudełka chłopaka bez rąk i nóg prosząc kobietę o pomoc w przeniesieniu rzeczy. Gdy pojawiła się, znienacka otworzyło się pudełko i zaatakował ją schowany tam chłopak, sprawiając, że o mały włos nie umarła na zawał serca. Być może nie każdego ta scena rozśmieszy, ale dla mnie była ona zabawna i pouczająca. Im bardziej będziemy oswajać takie historie, tym będziemy mieć większy dystans. Nie znaczy to oczywiście, że lekceważymy dramaty jakie musi przejść osoba, która w trakcie swojego życia przechodzi ze stanu pełnosprawności do niepełnosprawności. Ale osoby, które są w tym stanie od urodzenia, na pewno litości nie potrzebują. Zwracajmy uwagę na to, czy świat, który otacza ich i nas jest przystosowany zarówno do jednej jak i drugiej grupy na porównywalnym poziomie.
Jeśli już wspomniał Pan o rugby, to pamiętam, jak jakiś czas temu nagrywając materiał o drużynie rugby na wózkach, zauważyłam ze smutkiem, że na rozgrywkach międzynarodowych niewielka publiczność raziła w oczy. Co możemy zrobić Pana zdaniem, żeby było inaczej?
Ja się obawiam, że jest to kwestia pieniędzy i jeśli chodzi o sport całkowicie straciłem złudzenia. Z uwagi na fakt, że pracuję w show biznesie, doskonale znam zasadę, że promocja jest tam, gdzie są pieniądze. Dopóki nie uatrakcyjnimy tego sportu, jakikolwiek by on nie był, trybuny będą świecić pustkami. Dużą rolę pełni też atrakcyjność danej dyscypliny.
Zgodzę się co do roli finansowania, jednakże z drugiej strony zaznaczę, że w ostatnim czasie można zaobserwować pozytywną tendencję nawet w świecie show biznesu. Nie wiem czy Pan zauważył, ale nawet do znanych programów rozrywkowych zaprasza się coraz częściej osoby z niepełnosprawnością, które osiągnęły sukces w danej dziedzinie.
Owszem, warto rozwijać ten kierunek. Przykładem jest tutaj duża ilość inspirujących filmików, które krążą po sieci. Rok temu przed paraolimpiadą miałem okazję obejrzeć genialną sekwencję scen pokazującą zdolności fizyczne osób niepełnosprawnych. Materiał był tak świetnie zmontowany i pięknie nakręcony, że po obejrzeniu tego filmu automatycznie zrobiłem rachunek sumienia. Jak każdemu, zdarza mi się użalać nad sobą, przejmować drobiazgami, marudzić, że czegoś mi się nie chce, a okazuje się, że osoby z tak wielkimi ograniczeniami dokonują rzeczy z punktu widzenia pełnosprawnych niemalże niemożliwych. Myślę, że dzisiejsze media i społeczności, które tworzą się i łączą w grupy w wirtualnym świecie, tworzą szansę rozwoju dla wszystkich, którzy mają jakiś ciekawy pomysł i chcą coś robić.
Z jednej strony zgodzę się z Panem. Z drugiej przytoczę przykład, z którym zetknęła się znajoma poetka i dziennikarka, która publikuje swoje materiały w sieci. Ludzie kochają hejtować i tworzyć podziały i to może blokować wiele osób, które w jakiś sposób są wciąż wyczulone na aspekt swojej niepełnosprawności.
Oczywiście jestem w stanie się założyć, że jest bardzo wiele osób niepełnosprawnych, które są nieszczęśliwe z powodu spadającego na nie hejtu, ale to niestety akurat podkreśla całkowitą równość między osobami niepełnosprawnymi i pełnosprawnymi. Na temat hejtu moglibyśmy przeprowadzić osobny i obszerny wywiad. Z racji mojego zawodu jestem bardzo mocno narażony na to zjawisko. Wiem jak bardzo potrafi być krzywdzące. Tym bardziej dla osób, które mogą mieć większe problemy z akceptacją i pogodzeniem się ze swoją niepełnosprawnością. Przypomniała mi się pewna sytuacja z przeszłości. Miałem pomysł na program, który zgłaszałem producentom telewizyjnym, ale został odrzucony. Zamysł był taki, aby aktorzy przez 48 godzin funkcjonowali na wózkach inwalidzkich. Pokazane byłyby wyzwania, jakim musieli stawić czoła, a także dyskusja o tym doświadczeniu. Dobrzy aktorzy mają to do siebie, że są sumienni i poważnie traktują swój zawód. Używając metody Stanisławskiego przez 48 godzin można sobie wmówić, że nie jest się w stanie ruszać nogami. Profesjonalny aktor odgrywałby to bardzo szczerze, a wręcz odczuwał. Można by wówczas uświadomić widzom, że osobom niepełnosprawnym jest ciężko nie tylko dlatego, że mają ograniczenia ciała, ale przede wszystkim dlatego, że stykają się z wieloma przeszkodami w otoczeniu, które na zachodzie np. w USA nie miałyby miejsca. Warto mimo wszystko podkreślać, że w porównaniu do sytuacji sprzed kilku lat, teraz i u nas zaszło w infrastrukturze wiele korzystnych zmian.
W nawiązaniu do Pana pomysły przychodzą mi do głowy eksperymenty społeczne, które wykonuje wielu Youtuberów. Myślał Pan kiedyś o nakręceniu tego show i publikowaniu go w sieci? Jeśli odrzucił Pan opcję programu w sieci, to z jakiego powodu?
Wie Pani od pewnego czasu mam takie poczucie, że świat Youtuberów to nie mój świat. Chciałem żeby te treści były dostępne i zauważone. W świecie Youtube stykamy się z tak dużą liczbą materiałów, że wartościowe rzeczy giną w natłoku milionów mniej istotnych lub pozbawionych wartości w ogóle. Niestety nie było mi dane zrealizować marzenia o publikowaniu tego rodzaju nagrań na antenie telewizyjnej, a szkoda. Bo moim zdaniem zmiana jest możliwa tam, gdzie coraz bardziej z czymś się oswajamy, rozumiemy, że to czyjaś codzienność, różna od naszej, ale codzienność. Dodatkowo powinniśmy uczyć dostrzegać piękno, bo naprawdę jest go wiele najczęściej tam, gdzie jesteśmy w mass mediach nauczeni całkowicie go nie dostrzegać. Mogę tutaj podać również przykład tancerza bez nogi, który wykonał przepiękną choreografię w muzycznym przedstawieniu, którego byłem widzem. Pokazuje to siłę pasji ponad wszystko.
Zgadzam się z Panem w pełni. Warto nie tylko patrzeć, ale również dostrzegać. Kanon piękna w mediach pozostaje poddany restrykcyjnym regułom. Nie ma miejsca na starość, słabość, inność od słodkiej twarzy. Ale czy mamy się poddać? Proszę nie tracić nadziei, być może nadejdzie moment, gdy Pana wymarzony program ujrzy światło dzienne i pomoże zmieniać ten zagmatwany świat. Dziękujemy serdecznie za czas poświęcony na rozmowę i życzymy dużo motywacji nie tylko w karierze aktorskiej, ale i w działaniach społecznościowych.
Ja również dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w dalszym nagłaśnianiu tematów wartych dyskusji społecznej. Twórzmy przestrzeń otwartości z obu stron, a wtedy otworzymy kolejnym pokoleniom nową, lepszą perspektywę.