Bartosz Tyszkowski bez medalu igrzysk paraolimpijskich w pchnięciu kulą (F41). W jedynej mierzonej próbie polski miotacz uzyskał 12,28 m i w konkursie zajął piątą pozycję.
Bartosz Tyszkowski pochodzi z Gorzowa Wielkopolskiego. Do sportu trafił w 2009 roku za namową legendarnego trenera Zbigniewa Lewkowicza, który ma niesamowitą intuicję do wyłapywania sportowych talentów. Tyszkowski specjalizuje się w konkurencjach rzutowych, a przede wszystkim w pchnięciu kulą, w której osiąga największe międzynarodowe sukcesy.
Kiedy wchodzi do koła, absolutnie nie można go lekceważyć, a kiedy jest w tzw. „gazie”, nie ma siły, która byłaby w stanie go zatrzymać. Jest jednym z czołowych miotaczy w swojej kategorii (F41 – zawodnicy niskiego wzrostu). Po trzech latach treningów zakwalifikował się na swoje pierwsze igrzyska paraolimpijskie. W stolicy Wielkiej Brytanii dwukrotnie plasował się na nielubianych przez większość sportowców czwartych lokatach – w pchnięciu kulą oraz rzucie dyskiem. Wtedy też zrozumiał, że sport jest właśnie tym, co daje mu poczucie spełnienia. Zaczął trenować jeszcze ciężej, aby doświadczenia z Londynu nie powtórzyły się nigdy więcej.
Przed igrzyskami w Rio de Janeiro Tyszkowski zapowiadał zdobycie złota. Mieliśmy solidne podstawy, aby wierzyć jego słowom. Do Brazylii poleciał bowiem jako podwójny mistrz Europy (2014, 2016) i świata (2013, 2015) i zdecydowanie był faworytem do zwycięstwa. 22-letni wówczas sportowiec do ostatniej próby ambitnie walczył o złoto z Niemcem Niko Kappelem, z którym od 2013 roku nie przegrał żadnych zawodów. W końcu musiał nadejść ten pierwszy raz i los tak chciał, że stało się to w rozgrywanym raz na cztery lata paraolimpijskim konkursie. Tyszkowski w najlepszej próbie uzyskał 13,56 m. Wynik nie najgorszy, ale jak sam przyznał, tamtego dnia stać go było na znacznie więcej. Przegrał złoto różnicą najmniejszą z możliwych, bo zaledwie jednym centymetrem, i nieco zawiedziony swoją postawą musiał zadowolić się srebrem.
Odważny krok w stronę drugiego w karierze medalu Tyszkowski poczynił podczas czerwcowych mistrzostw Europy w Bydgoszczy, gdzie po raz czwarty z rzędu sięgnął po złoto. W strugach deszczu uzyskał wówczas 13,51 m i gdyby zdołał go powtórzyć na Stadionie Olimpijskim w Tokio, cieszyłby się z brązu. Polak dzisiejszego konkursu nie może zaliczyć do udanych, bowiem na sześć oddanych prób mierzoną miał tylko jedną. Rezultat z pierwszej kolejki (12,28 m) dał mu w siedmioosobowej stawce dopiero piątą lokatę.
Mistrzem paraolimpijskim został Uzbek Bobirion Omonov, który w lutym tego roku w Dubaju odpalił prawdziwą „rakietę”, ustanawiając pchnięciem na odległość 14,31 m nowy, znakomity rekord świata. W stolicy Japonii uzyskał 14,06 m i poprawił rekord paraolimpijski. Srebrny krążek ze słabszym o 18 cm wynikiem zdobył Amerykanin Hagan Landry, który pobił rekord swojego kontynentu. Podium uzupełnił broniący tytułu Niemiec Niko Kappel (13,30 m).
————
Paulina Królak/Polska Fundacja Paraolimpijska
Fot. Robert Kwiatek/Polska Fundacja Paraolimpijska