– Jestem szczęśliwa, i to jak! Chce mi się płakać ze szczęścia! – śmiała się Faustyna Kotłowska chwilę po zdobyciu srebrnego medalu w rzucie dyskiem podczas odbywających się w Paryżu paralekkoatletycznych mistrzostw świata.
– Cieszę się szczególnie dlatego, że przed wyjazdem dostałam gorączki i bałam się, że się rozłożę i nie dam rady wystartować – dodała zawodniczka. – Na szczęście jakoś się wykaraskałam i wszystko poszło dobrze.
Nasza reprezentantka zaczęła mocno, od próby na 38,24 m i od początku konkursu zajmowała drugie miejsce. Poprawiła się jeszcze w czwartym podejściu – 38,58 m to jej najlepszy wynik w tym sezonie – jednak tego dnia nie było mocnych na Chinkę Yao Juan, która już w pierwszej próbie posłała dysk na odległość 41,66 m. W ostatniej próbie postraszyła jeszcze Amerykanka Samantha Heyison, rzucając 37,84 m, jednak wystarczyło jej to do brązowego medalu.
Faustyna Kotłowska od mistrzostw świata w 2019 r. w Dubaju wspięła się o stopień wyżej na podium. Tam zdobyła brąz.
– Tam byłam takim dzieciakiem jeszcze… – wspomina ze śmiechem.
Niedługo wcześniej skończyła 18 lat i ledwo dwa lata trenowała konkurencje rzutowe, od kiedy wypatrzył ją nauczyciel WF-u w technikum budowlanym i zapytał, czy nie chciałaby zacząć uprawiać sportu. Był to Leszek Zblewski, były średniodystansowiec, reprezentant Polski, a do tego trener Daniela Peka, dwukrotnego wicemistrza paraolimpijskiego. Doskonale wiedział więc, na czym polega sport osób z niepełnosprawnościami.
– Ten wuefista spadł mi po prostu z nieba – mówiła później Faustyna Kotłowska.
Potem była już jednak ciężka praca. Polka niewątpliwie ma talent do sportu, jednak dysku i kuli, którą w Paryżu będzie jeszcze pchać, trzeba się uczyć od podstaw. Na szczęście Faustyna lubi trenować, a po siódmym miejscu w Tokio ma coś do udowodnienia na przyszłorocznych igrzyskach paralimpijskich.
– Mam nadzieję, że trafię z formą na igrzyska – mówi. – Będzie większa rywalizacja, więcej rywalek, ale mam nadzieję, że sobie z tym poradzę, że mój progres będzie jeszcze większy i przede wszystkim – że będę z siebie dumna.
Przed nią na mistrzostwach świata jeszcze konkurs pchnięcia kulą, wcześniej jednak zamierza zobaczyć kawałek Paryża.
– Nigdzie jeszcze nie byłam, tylko w hotelu, w sklepie i na lotnisku, ale jak będę świętować, to wam nie powiem, bo będziecie chcieli iść ze mną – śmiała się do dziennikarzy.
Medal przed północą
Długo trzeba było czekać na drugi polski medal tego dnia. Choć zawody skończyły się przed 22:00, niemal do północy trwały obrady sędziów.
W finale rzutu dyskiem (F52) startowało dwóch Polaków – Piotr Kosewicz, czyli mistrz paralimpijski z Tokio, i Rafał Rocki, któremu zabrakło w Japonii do podium kilku centymetrów.
W Paryżu kilka razy dysk po rzutach Piotra Kosewicza wylądował za granicą 19,5 m. Najlepsza była ostatnia próba – 19,87. Poza zasięgiem byli Ajitkumar Amrutlal Panchal z Indii (21,17) oraz Aigars Apinis z Łotwy (20,46). Trzeci zawody zakończył Andre Rocha z Brazylii (20,34), jednak jego najlepsza próba została oprotestowana.
– Prawidłowość drugiej próby Brazylijczyka budziła nasze wątpliwości, więc złożyłem oficjalny protest, który został odrzucony przez arbitrów – opowiada Marcel Jarosławski, kierownik reprezentacji na mistrzostwa świata. – Wobec tego w imieniu naszej ekipy wniosłem apelację do komisji odwoławczej, która uznała naszą argumentację, dzięki czemu cieszymy się z brązowego medalu Piotrka.
Brąz otrzyma więc ostatecznie Kosewicz, natomiast Rafał Rocki ze swoją najlepszą, pierwszą próbą (17,83 m) zajął miejsce szóste.
(przyp. wyniki zwycięzcy konkursu zostały również oprotestowane przez klasyfikatorów więc czekamy na ostateczne wyniki)
[Aktualizacja]
– Cytując Anitę Lipnicką, „Wszystko się może zdarzyć”. Ta niesamowita wiadomość o ostatecznym wyniku konkurencji rzutu dyskiem klasy F52 pojawiła się na około 30 minut przed ceremonią dekoracji. Czyli po ponad 18 godzinach od ostatniego rzutu dyskiem. Po wszystkich protestach, apelacjach i decyzjach sędziowskich Piotr Kosewicz wyjeżdża z Paryża ze srebrnym medalem. Ale żeby tego było mało, to Rafał Rocki ostatecznie uplasował się na czwartej pozycji. To oznacza, że Rafał również wywalczył dla Polski kwalifikację na przyszłoroczne igrzyska paralimpijskie w Paryżu – czytamy w wydanym przed godziną 18:00 oficjalnym komunikacie PZSN „Start”.
W tych okolicznościach mistrzem świata został Łotysz Apinis (20,46 m), a trzeci był Brazylijczyk Rocha z zaliczoną ostatecznie odległością 18,55 m.
Bez „nagrody pocieszenia”
Piąte miejsce w pchnięciu kulą (F53) zajął Bartosz Górczak. W czwartej próbie uzyskał odległość 8,14 m, a ponieważ startował jako drugi z zawodników, dłuższy czas zajmował pozycję medalową. Niestety, to było za mało nawet na czwarte miejsce, czyli „nagrodę pocieszenia”, dającą przepustkę na przyszłoroczne igrzyska, a żeby zdobyć medal, musiałby drugi raz w tym sezonie pobić rekord życiowy (8,24). Wygrał Irańczyk Rashid Masjedi, wynikiem 8,49 bijąc rekord mistrzostw świata.
Piąty był również Krzysztof Ciuksza w porannym finale 400 m (T36). Przez cały bieg trzymał kontakt z czołówką, dłuższy czas był nawet na czwartym miejscu. Ostatecznie uzyskał czas 56,47. Wygrał Australijczyk James Turner (52,26) przed Nowozelandczykiem Williamem Stedmanem (53,62) i Alexisem Sebastianem Chavezem (54,57), któremu brąz przyniósł szaleńczy sprint na ostatniej prostej.
Piąte i szóste miejsca zajęły nasze reprezentantki w finale biegu na 200 m (T35). Lepsza z Polek, 18-letnia Ingrid Renecka, wynikiem 32,52 pobiła przy tym rekord życiowy, natomiast dla 23-letniej Jagody Kibil rezultat 33,08 to najlepszy czas w tym sezonie. Wygrały bezkonkurencyjne Chinki: Zhou Xia (28,77) i Guo Qianqian (29,91). Trzecie miejsce zajęła Brytyjka Maria Lyle (31,01).
We wtorek startowała także Joanna Oleksiuk w finale rzutu oszczepem (F34). Podjęła tylko jedną próbę i z wynikiem 11,77 m zajęła ostatnie, dziesiąte miejsce. W sobotę wystąpi jeszcze w konkurencji pchnięcia kulą (F33).
Franieczek w finale
Do środowego finału 400 m (T20) awansowała Justyna Franieczek. W swoim biegu eliminacyjnym wystartowała mocno, przez dłuższy czas była druga za Mayerli Mindą z Ekwadoru. W połowie biegu przyspieszyła jednak Ukrainka Julija Szuliar, aktualna wicemistrzyni paraolimpijska, która ostatecznie wygrała bieg. Polka natomiast na ostatnią prostą wbiegła niemal równo z Jardenią Felix Barbosą z Brazylii. Nie dała się jej wyprzedzić i z czasem 1.00,30 zajęła trzecie miejsce za Ukrainką i tuż za Kolumbijką.
Fot. Bartłomiej Zborowski/Polski Związek Sportu Niepełnosprawnych „Start”